- Myślicie, że to kolejna ofiara naszego mordercy?
- Szczerze, to nie. Sądzę, że to ofiara innej osoby ewentualnie ofiara alkoholu lub wieku.
Zadzwonili po ekipę, lekarza i do domu pogrzebowego. Chłopaki z pogrzebowego pojawili się szybko. Zapakowali ciało w czarny worek, władowali do karawanu i odjechali. Lekarz po wstępnym badaniu potwierdził ich przypuszczenia. Również stwierdził, że zmarł on z wychłodzenia, przebywał na dworze około 48 godzin. Prawdopodobnie był bezdomny, upił się i najnormalniej zasnął i już nigdy się nie obudził.
Znów wrócili na komendę, ponownie włączyli telewizor. Mecz już się kończył wygraną dla Manchesteru United, który pokonał rywala 2:0. Max, jako zagorzały fan Manchesteru City ubolewał. Natomiast Nathan triumfował.
Już mieli się zbierać, powoli rozchodzić do domów, aż nagle zadzwonił telefon. Wszyscy się zdziwili. Była już prawie 22;00. Komu nudziło się o tej porze? Tym razem odebrał sam Armani.
Okazało się, że znowu znaleziono trupa! Tym razem koło centrum handlowego, znaczy nie koło niego, a w jego parkingu podziemnym.
Max nie krył swojego zdziwienia i zdenerwowania. Miał już tego dość. Czy w tym kraju słowo "prawo" nie jest już nikomu znane? Przecież to policja jest od wymierzania sprawiedliwości, czy wszyscy już o tym zapomnieli? Gdy trochę ochłonął to odłożył słuchawkę telefonu na swoje miejsce. Podparł się na biurku. Wziął głęboki oddech. Opowiedział o telefonie. Nikomu się to nie spodobało. Nathan jakby się zamyślił. Układał w głowie wszystkie elementy tej dziwnej układanki.
- Czy możliwe jest, że ktoś zadzwonił w sprawie tego staruszka, tylko po to, żeby na chwilę odwrócić naszą czujność? Skoro był na dworze od dwóch dni, to na pewno umarł wcześniej. To na 100 procent telefonował wtedy sprawca, mówię wam!- powiedział po chwili namysłu.
- Faktycznie, to prawdopodobne. Mamy do czynienia z inteligentem?- śmiał się Siva.
- Albo z wiernym czytelnikiem kryminałów lub sensacji.- ciągnął Nathan.
Pojechali do centrum handlowego. Prowadził Loczek, jednak gdy Max zobaczył jak on chociażby trzyma ręce na kierownicy zaczął wypytywać o numer do tego, co mu dał prawo jazdy i stawiał z nim pierwsze kroki jako kierowca. I skończyło się na tym, że Max prowadził osobiście. Normalnie by z nimi nie jechał, ale z uwagi na to, że miał już dosyć tej sprawy i chciał ją jak najszybciej skończyć, musiał. Włączyli radio, jednak nie na długo, nie podobała się składanka, jaką puszczali. Wreszcie dotarli. Szybko wysiedli, no może poza Tom'em, który miał kłopoty z wyjściem z auta. Zaklął krótko pod nosem i wreszcie uwolnił się, z jak on to nazwał "szponów pasów bezpieczeństwa".
Kobieta. Prawdopodobnie uduszona. Była przy niej kartka, z przykazaniem oczywiście Pamiętaj, abyś dzień święty święcił.
Wykonali rutynowe czynności, jak przy każdym wcześniejszym morderstwie.
Stwierdzili, że jest już zbyt późno na jakiekolwiek inne działania. Tak więc każdy pojechał do swojego domu. Umówili się, że jutro z samego rana spotkają się i w końcu definitywnie zakończą tą sprawę.
Wszyscy zebrali się punktualnie o ósmej. Każdy przyszedł tu dziś, by raz na zawsze zamknąć tą sprawę i z czystym sumieniem odłożyć akta na półkę z napisem Wyjaśnione.
Przyszedł ktoś z wynikami z sekcji zwłok. Kobieta została uduszona, prawdopodobnie poduszką. Nie znaleziono żadnych odcisków palców. Znaleziono za to coś innego, mianowicie różaniec.
- Różaniec?- powtórzył Tom.
Jay jadł na spółę kanapkę z Seev'em a Nathan coś notował.
- Tak, różaniec. Czarny, konkretnie.
- Coś musi łączyć wszystkie ofiary...- snuł Młody.
- Jest pewne połączenie, ale chyba nic nie znaczące. Wszyscy byli katolikami, wierzącymi i bardzo praktykującymi. Chodzili do jednego kościoła, najmniejszego, na obrzeżach miasta.
Nathan się zadumał.
- To wszystko trzyma się nawet kupy.
Pytające spojrzenia.
- Jeden kościół, jeden spowiednik, jeden ksiądz. To by tłumaczyło przykazania, różaniec i ogólne religijne gierki.
Popatrzyli na Nathana, nie wierzyli, że jego wersja w jakikolwiek sposób mogłaby być prawdopodobna.
- To skąd wiedział o przestępstwach jakich dokonywali?- mówił Jay, takim tonem jakby był zazdrosny, że sam na to nie wpadł.
- Byli wierzący i mocno praktykujący, chodzili do spowiedzi i robili rachunek sumienia.
- Czyli podejrzewamy księdza?
- Na to wychodzi....
- Ale brak nam motywu...
- A no właśnie. Motyw. Tu mam plan, żeby się przekonać czy mam racje. Jeśli to nie on jest zabójcą, odejdę bo to będzie oznaczało, że zawaliłem już pierwszą sprawę. Pójdę do spowiedzi, powiem, że kogoś zabiłem czy coś. Odczekamy jakiś czas i zobaczymy czy ksiądz będzie chciał wymierzyć sprawiedliwość.
- Chcesz się narażać?
- Będę miał broń. Cel uświęca środki. Może zamkniemy tą sprawę. Jak nie spróbujemy to nigdy się nie dowiemy.
Niechętnie, ale Armani przystał na pomysł młodego policjanta. Chciał dać mu okazję, by mógł się wykazać. Jeśli to, co on podejrzewa okazało by się prawdą... To Sykes mógłby zostać naprawdę dobrym gliną. Max był dumny, że ma takiego "pracownika" nawet jeśli to nie ksiądz był oprawcą.
Nathan poszedł do kościoła, do spowiedzi. Kościół był niewielki, ale ładny zarazem. Powiedział księdzu, że zabił troje niewinnych ludzi. Na co ten mu odpowiedział:
- Bóg Ci wybacza.
Za to ja ci nie, dopowiedział sam sobie. Wyszedł z kościoła i znów wrócił na komendę.
Na zwabienie zabójcy wybrali jakieś odludne miejsce, niedaleko kościoła. Nathan miał obstawę. Seev chował się za krzakami, Tom za kościołem a Jay siedział w samochodzie. Długo nie musieli czekać. Nathan poczuł jak ktoś go uderzył, jednak nie było to na tyle mocne uderzenie, by zemdlał. Zachował trzeźwy umysł. Odrócił się. Złapał za rękę... księdza, który trzymał w ręku cegłówkę. Szybko skrępował mu ręcę i założył na nie kajdanki. Jednak miał rację! Ale jaki on miał motyw? Dlaczego to robił? Wsadził go do radiowozu. Jay ruszył na sygnale. Potem zaczęto przesłuchania...
________________________
Taki tam rozdział...Sama nie wiem co o nim sądzić. Teraz to wszystko wydaje mi się strasznie naciągane i nudne...
- Różaniec?- powtórzył Tom.
Jay jadł na spółę kanapkę z Seev'em a Nathan coś notował.
- Tak, różaniec. Czarny, konkretnie.
- Coś musi łączyć wszystkie ofiary...- snuł Młody.
- Jest pewne połączenie, ale chyba nic nie znaczące. Wszyscy byli katolikami, wierzącymi i bardzo praktykującymi. Chodzili do jednego kościoła, najmniejszego, na obrzeżach miasta.
Nathan się zadumał.
- To wszystko trzyma się nawet kupy.
Pytające spojrzenia.
- Jeden kościół, jeden spowiednik, jeden ksiądz. To by tłumaczyło przykazania, różaniec i ogólne religijne gierki.
Popatrzyli na Nathana, nie wierzyli, że jego wersja w jakikolwiek sposób mogłaby być prawdopodobna.
- To skąd wiedział o przestępstwach jakich dokonywali?- mówił Jay, takim tonem jakby był zazdrosny, że sam na to nie wpadł.
- Byli wierzący i mocno praktykujący, chodzili do spowiedzi i robili rachunek sumienia.
- Czyli podejrzewamy księdza?
- Na to wychodzi....
- Ale brak nam motywu...
- A no właśnie. Motyw. Tu mam plan, żeby się przekonać czy mam racje. Jeśli to nie on jest zabójcą, odejdę bo to będzie oznaczało, że zawaliłem już pierwszą sprawę. Pójdę do spowiedzi, powiem, że kogoś zabiłem czy coś. Odczekamy jakiś czas i zobaczymy czy ksiądz będzie chciał wymierzyć sprawiedliwość.
- Chcesz się narażać?
- Będę miał broń. Cel uświęca środki. Może zamkniemy tą sprawę. Jak nie spróbujemy to nigdy się nie dowiemy.
Niechętnie, ale Armani przystał na pomysł młodego policjanta. Chciał dać mu okazję, by mógł się wykazać. Jeśli to, co on podejrzewa okazało by się prawdą... To Sykes mógłby zostać naprawdę dobrym gliną. Max był dumny, że ma takiego "pracownika" nawet jeśli to nie ksiądz był oprawcą.
Nathan poszedł do kościoła, do spowiedzi. Kościół był niewielki, ale ładny zarazem. Powiedział księdzu, że zabił troje niewinnych ludzi. Na co ten mu odpowiedział:
- Bóg Ci wybacza.
Za to ja ci nie, dopowiedział sam sobie. Wyszedł z kościoła i znów wrócił na komendę.
Na zwabienie zabójcy wybrali jakieś odludne miejsce, niedaleko kościoła. Nathan miał obstawę. Seev chował się za krzakami, Tom za kościołem a Jay siedział w samochodzie. Długo nie musieli czekać. Nathan poczuł jak ktoś go uderzył, jednak nie było to na tyle mocne uderzenie, by zemdlał. Zachował trzeźwy umysł. Odrócił się. Złapał za rękę... księdza, który trzymał w ręku cegłówkę. Szybko skrępował mu ręcę i założył na nie kajdanki. Jednak miał rację! Ale jaki on miał motyw? Dlaczego to robił? Wsadził go do radiowozu. Jay ruszył na sygnale. Potem zaczęto przesłuchania...
________________________
Taki tam rozdział...Sama nie wiem co o nim sądzić. Teraz to wszystko wydaje mi się strasznie naciągane i nudne...