niedziela, 9 grudnia 2012

#Zawieszenie

Robię Wam to po raz kolejny ;(
PRZEPRASZAM! Z CAŁEGO SERCA
Ale nie mam czasu na razie na pisanie.
Do zobaczenia... może jeszcze w tym roku ;D
Przepraszam raz jeszcze.
Ale i zapraszam na opowiadanie --> <klik>

niedziela, 2 grudnia 2012

18. Welcome to Gloucester!

Seev był cały obolały. Niezbyt wiedział co się stało, ani gdzie się teraz znajduje. Nathan szybko wytłumaczył mu, że jest w szpitalu. Seev był zdziwiony, słabo widział. Ale było to spowodowane uśpieniem. Po chwili wszystko zaczęło się normować i Siva powoli odzyskiwał pamięć. Wiedział co się stało.
*
Max był bardzo zdenerwowany, ponieważ nie miał dobrej wiadomości do przekazania. Wbiegł od razu do sali, w której leżał Seev. Nathan i Jay siedzieli przy łóżku chorego. To dobrze, że są wszyscy trzej, ale jak ja mam im to powiedzieć? Hymmm... trzeba jakoś delikatnie, tylko jak można o tym delikatnie powiedzieć?! Dobra, co ma być, to będzie.
 - Nie mam dobrych wieści. - zaczął Max zważając na słowa.
Wszyscy spojrzeli na siebie. Nie mieli pojęcia, o co mogło chodzić Armaniemu.
 - Ale my mamy dobre. - wypalił z uśmiechem Jay - Siva będzie żył. - walnął Seev'a w ramię, co go zabolało.
Max złapał się za głowę. Chciał się śmiać, ale do śmiechu mu nie było.
 - Wtedy, kiedy doszło do tego wypadku... - przystanął na chwilę. - Tam nie kręcili filmu.
W tym momencie do sali zaszła pielęgniarka. Zmierzyła Maxa chłodnym, a wręcz mroźnym spojrzeniem. Jej wzrok utkwił na jego butach.
 - Pan nie ma obuwia ochronnego! - wydarła się.
 - Ciszej!! Jakby pani nie zauważyła ja tu byłem o krok od śmierci i odrobina spokoju, nie ukrywam, ale przydałaby mi się.
Pielęgniarce zrobiło się głupio. Podała Armaniemu tylko małą kulkę, w której było obuwie ochronne. Max zignorował jej uwagę i nie nałożył ich.
 - W tym banku był napad! A kręcenie filmu było tylko piękną przykrywką.
Dziwne spojrzenia.
 - To był normalny napad, który zorganizował pewien reżyser. Miał papier, który pewnie wam pokazał i dlatego mu uwierzyliście.
 - Daliśmy się tak podejść?
 - Jak rozumiem, ma to dla nas jakieś konsekwencje, prawda? - zapytał, całkiem już przygnębiony dzisiejszym dniem Nathan.
 - Tak. Masz rację, Młody. To nie koniec tych cudownych wiadomości. Zostajecie przeniesieni do Gloucester. Żeby było jasne, to nie jest moja decyzja. Ja również zostałem przeniesiony. Tom również.
Wszyscy byli zdziwieni i zaniepokojeni. Może Nathan był nieco spokojniejszy, bo Gloucester to przecież jego rodzinne miasto, ale mimo to nie był z tego zadowolony. Wolał Londyn.
Dla innych natomiast było coś nowego. Nowe realia. Oznaczało to przeprowadzkę. Dla nikogo nie było to łatwe. Trzeba będzie zerwać z dotychczasowym życiem...
*
Tom siedział u siebie w domu. Przyszła Kelsey. Pocałowali się na przywitanie. Tom zaprosił dziewczynę do salonu. Usiadła na kanapie. A on zapytał czy ma ochotę na coś do picia. Poprosiła o sok pomarańczowy. Tom swawolnym krokiem ruszył w kierunku kuchni. Wziął dzbanek i nalał soku do szklanki.  Po chwili znajdował się już koło ukochanej, Ta odebrała od niego szklankę z napojem. Zaczęli się całować, najpierw namiętnie, potem nachalnie. Zadzwonił telefon Tom'a. Na ekranie wyświetlił się napis "ArMaxAni dzwoni". Nie przejął się tym. Odrzucił połączenie. Po chwili telefon zadzwonił jeszcze raz. Jeszcze raz, kolejny. W końcu Tom zirytował się i odebrał. Max powiedział mu, że został przeniesiony do Gloucester. Tom uznał to za jakiś dobry żart, spojrzał w kalendarz, ale to nie był Prima Aprilis. Rozłączył się. Kelsey zaczęła wypytywać co się stało. 
 - Przenieśli mnie. Do Gloucester.
Zasmucili się obydwaj. Co będzie z nimi? Kelsey zostanie tu a Tom? Czy ich miłość przetrwa taką próbę miejsc?
_____________________________
Przepraszam, że dodaję go dopiero teraz, ale mam dużo nauki, bo w przyszłym tygodniu mamy już wystawienie ocen -,- Mam nadzieję, że mnie zrozumiecie ;)

sobota, 24 listopada 2012

17. Teatr jednego aktora.

Siva natychmiast trafił do szpitala. Był w poważnym stanie, zabrali go na OIOM. Podczas czekania na pogotowie stracił sporo krwi.
Nathan i Jay czekali na korytarzu. Byli bezradni. Nie byli jego rodziną, więc nie mieli żadnych uprawnień. Po chwili wyszedł do nich lekarz, a do Jay'a ktoś zadzwonił. Odszedł więc na bok, przepraszając lekarza.
Dzwonił do niego Max. Pytał, co się stało, że jeszcze nie ma ich na komendzie. Jay opowiedział o historii, jaka im się przydarzyła. Max był w szoku. Nie wiedział co ma powiedzieć. Zamilkł na chwilę. Potem powiedział, że jeśli będzie mógł, to niedługo pojawi się w szpitalu.
Jay podszedł do lekarza i Nathan'a. Lekarz poinformował ich, że Seev zaraz będzie miał operację. Nie zrozumieli na co ma być to operacja, bo nie znali się na tym i nie wiedzieli o co chodzi. Mimo to, potaknęli głową z przejęciem.
 - Mogą być państwo przy operacji? Są państwo rodziną?
Nathan spojrzał na Jay'a. Ten zauważył, że coś kombinuje. Nie wiedział tylko co.
 - Yyyyy... - jąkał się Nathan. - Ja jestem chłopakiem Seev'a.
Jay zrobił wielkie oczy. Nathan walnął go łokciem w brzuch.
- A ja jestem bratem. - dodał Jay.
Lekarz zmierzył ich wzrokiem.
- To chyba jakiś żart, prawda? - pytał lekarz.
Nathan nie wytrzymał. Za dużo było tych emocji. Wybuchnął.
 - Tak. To jest kurwa żart! Bo jesteśmy z policji! A tam będzie operowany nasz przyjaciel, ktory został postrzelony przez pomyłkę, na jakimś kurwa planie filmowym, bo mieli pra6wdziwe naboje. Więc wpuść nas na tą salę, człowieku!
Jay nie popierał zachowania Nathana, ale starał się go zrozumieć. Ostatnio spotyka go zbyt duzo stresu. Na dodatek będzie miał dziecko z lesbijką. przez to jest taki rozbity.
Operacja nie trwała długo. Nie była też zbytnio skomplikowana, mimo to Jay o mało nie zemdlał na widok krwi i wnętrzności. Był bardzo wrażliwy.
Po jakiejś godzinie pojawił się Max, a Seev odzyskał przytomność.
____________________
Dziękuje, że ktoś w ogóle czekał na ten rozdział. Przepraszam, że taki krótki, ale nie mam weny. Niedługo dodam kolejny, mam nadzieję, że wyjdzie mi dłuższy xD

czwartek, 22 listopada 2012

Liebster Awards

Jak miło, że każdy z moich blogów został nominowany. To znaczy, że nie piszę, aż tak tragicznie.
Żeby niepotrzebnie nie przeciągać odpowiem na pytania naszej kochanej Heli, która mnie nominowała i bardzo Ci kochana za to dziękuje.

1.Masz jakieś zwierzątko w domu?
Kiedyś miałam chomika i psa, i rybkę. Ale psa trzeba było uśpić, chomik zdechł a rybkę zapominałam karmić i też długo sobie nie popływała.
2.Masz rodzeństwo?
Nie. Choć kto wie, może mam, bo nie znam swojego ojca, więc wszystko możliwe.
3.Jakie imiona będą miały twoje dzieci?
Nigdy się nad tym nie zastanawiałam. Ale, jeśli dziewczynka to podoba mi się imię Kornelia( mam tak na drugie, a wolałabym mieć tak na pierwsze), a jeśli chłopiec to Maksymilian( nawet nie chodzi o Maxa, ale strasznie podoba mi się to imię) lub Jakub.
4.Jak wyglądałaby twoja idealna randka?
Nie zbyt planowana. Taka spontaniczna, ale i romantyczna. Nie mówię o jakiś kwiatach, świeczkach i tego typu duperelach, liczy się atmosfera i ukochana osoba. Najlepiej w parku, albo nad rzeką.
5.Jak będzie będzie wyglądała twoja przyszłość za 10 lat?
Nie mam pojęcia. Pewnie będę już mieszkać sama. Może będę już matką. Nie wiem.
6.Jaki jest twój ulubiony film?
Szczerze mówiąc to rzadko kiedy oglądam filmy. Po prostu trzecia klasa gimnazjum zajmuje mi to dużo czasu i jedyna moja odskocznia to blogi.
7.Co byś zrobiła jakbyś wygrała kumulację w lotto?
Skakałabym ze szczęścia i pojechałabym na koncert The Wanted. O reszcie myślałabym dopiero później.
8.Co robisz gdy jest ci smutno?
Wtedy najczęściej powstają kolejne rozdziały, a jeśli jestem bardzo smutna, wtedy zakładam kolejne opowiadania.
9.Boże Narodzenie czy Wielkanoc?
Boże Narodzenie, bo bardziej czuje się tę atmosferę.
10.Jaki jest twój ulubiony kwiat?
Tulipan, żółty.
11.Co teraz robisz?
Zaczynam pisać rozdział.

Nominacje są na którymś moim blogu, więc już drugi raz nie będę nominować.
A co do tego bloga, to rozdział ( nie obiecuję) ale może już w tym tygodniu.



sobota, 27 października 2012

czwartek, 18 października 2012

16. Film? Chyba raczej dramat.

- Wiecie co? Bez sensu żebyśmy wszyscy jechali. Pojedzie tylko Nathan i Jay. 
- Ja zapłacę za to paliwo. - mówił Seev.
- Spoko.
Siva uregulował rachunek wynoszący 50 dolarów, Nathan zobowiązał się do oddania pieniędzy w ciągu tygodnia. 
Pojechali do parku, tam znaleziono zwłoki kolejnej dziewczyny. "Procedura" sprawcy była identyczna. Też nie zostawił żadnych śladów. Pozostawało czekać na szczegółowy raport, w którym i tak pewnie nic nie będzie.
*
Nathan przeszukał cały dom. Nie mógł znaleźć pieniędzy, nie przypominał sobie też, by komuś coś pożyczał. Czyli co? Jedyną podejrzaną osobą była Danielle? Postanowił z nią o tym porozmawiać. Wiedział, że musi być delikatny, by nie wyczuła, że ją oskarża. Zadzwonił. Była w pracy, ale mimo to odebrała. Poprosił, by przyszła do niego, gdy będzie mogła. Umówili się na 16.00. Ona też miała mu coś ważnego do powiedzenia.
*
Siva, Nareesha i Tom pojechali na komendę. Tam ujrzeli Maxa z jakąś dziewczyną. Zdziwili się i to nawet bardzo. Max nie był chyba zbytnio zadowolony wizytą tej kobiety. Mimo to wyglądało jakby byli blisko, przynajmniej kiedyś. Blondynka odwróciła się do nich i przedstawiła. Nazywała się Sam Elev. Po chwili wyszła i wróciła, ale tym razem z wózkiem. Max'owi było wstyd, że jego pracownicy muszą być świadkami tego typu akcji. Sam podeszła do Toma i powiedziała:
- Podobny do Maxa, prawda?
Tom uważnie przyglądał się dziecku. Dziecko jak dziecko, każde jest praktycznie takie same. Tyle, że łysy, czyli jednak mogło być Maxa.
- Tak, wykapany tatuś. - odrzekł po chwili.
Napotkał się na złowrogie spojrzenie przełożonego.
-  Nie wykapany, z jednego wytrysku. - zażartowała Samantha.
- Czy mógłbym was przeprosić na moment? - pytał Max.
Wszyscy wyszli.
- Co ty sobie wyobrażasz? Myślisz, że nabierzesz mnie na dziecko? Byliśmy razem ponad pół roku temu! Fakt mógłbym być ojcem, ale zawsze się zabezpieczaliśmy!
- No to jak nie ty, to kto?
Zrobiła bezbronną i niewinną minę, jednak na Maxa to nie zadziałało. Pokazał jej drzwi. Nie musiał robić tego dwa razy, wyszła już za pierwszym.
*
Danielle była punktualnie. Przywitała Nathana buziakiem w policzek. Unikała jego wzroku. Nathan zaprosił ją do salonu. Przygotował romantyczną kolację. Jednak, gdy zobaczyła stół przykryty czerwonym obrusem, drogie wino i pełno świeczek, odrzuciło ją. Nathan wysłał jej pytające spojrzenie. Rozpłakała się. Przytulił ją mocno, gładził po głowie. Po chwili odsunęła się od niego. Wyglądała na zakłopotaną i tak też było.
- Muszę ci coś ważnego wyznać. - zdobyła się na odwagę.
- Dobrze, usiądźmy. - zaproponował. Odmówiła.
- Ja... jestem...
- No mów! - ponaglał ją Nath.
- Jestem lesbijką! - wykrzyczała.
Nathanowi w jednej chwili zawalił się cały świat. Dziewczyna, którą pokochał, a nie przyszło mu to łatwo, okazała się być lesbijką.
- Wyjdź proszę, muszę to sobie wszystko poukładać.
- To nie wszystko.Jestem w ciąży. - wydukała przez łzy.
- Będę miał dziecko z lesbijką. A to dobre. - ironizował załamany Nathan.
*
Nathan, gdy ochłonął zadzwonił do Jaya i Sivy. Pojechali razem do banku, bo Młody chciał wyjąć kasę z konta. Po drodze opowiedział im o wszystkim. Starali się go pocieszać, ale w końcu sami przyznali, że sytuacja jest wyjątkowo beznadziejna. W banku Nathan poprosił o wypłacenie 1000 dolarów. To były jego ostatnie pieniądze. Gdy uzyskał kwotę odszedł od okienka. Wyszli z banku. Nagle usłyszeli( Nathan i Jay) głośny jęk. Za nimi szedł Seev. Odwrócili się. Siva leżał na chodniku w wielkiej kałuży krwi. Ktoś postrzelił go w brzuch. Zaraz przybiegł do nich jakiś facet i zaczął się tłumaczyć. Mówił, że kręcą tu film, on był reżyserem. 
- To dlaczego aktor miał prawdziwy pistolet, w dodatku odbezpieczony?
Na te słowa reżyser wyraźnie się oburzył. Stwierdził, że nie zajmuję się produkcją byle jakiej szmiry. Zapowiadała się afera!
*
Pogotowie przyjechało po pięciu minutach, Seev pozostawał nieprzytomny. Zabrali go do szpitala. Nathan i Jay zadzwonili do Maxa, Toma, Kelsey i Nareeshy. Najbardziej całym zajściem przejęła się Nareesha. Czyżby zależało jej na Seev'ie???
*
Nathan otrzymał sms'a od Danielle.
To ja wzięłam Twoje pieniądze.
Szybko odpisał.
A przepraszam w jakim celu?!
Odpowiedź zwrotna:
Chciałam usunąć nasze dziecko. Ale nie zrobię tego. Kocham je. Pieniądze oddam Ci jutro. Mimo wszystko kocham Cię.
___________________________
Teraz możecie mnie zlinczować za to badziewie!
Czekam na krytykę.

środa, 17 października 2012

#Zaproszenie

Założyłam nowego bloga. Tym razem nie z opowiadaniem, ani nie są to imaginy. Tym razem moje wywody na temat TW, Takie bzdury, ale mi się nudziło. Zaparaszam ;)
<klik>
PS. Rozdział pojawić pownien się maksymalnie w sobotę. ;D

środa, 10 października 2012

15. Takie jest życie...

Seev od razu zaczął krzyczeć, że znalazł Nareeshę. Wszyscy szybko znaleźli się koło niego. Siva nie bardzo wiedział co się dzieje. Ale znalazł ją! Początkowo była nieprzytomna. Sprawdzili więc tętno. Żyła! Była bardzo zmarznięta. Siva zaoferował, że zabierze ją do swojego domu i pozwoli tam dojść do siebie. Przykrył ją kocem, dał kubek ciepłej herbaty. Przez cały czas się nie odzywała. Była chyba dalej w szoku, bo kiwała się to wprzód, to w tył. Po wypiciu herbaty zdrzemnęła się. Po upływie pół godziny wstała. Seev akurat w czasie kiedy spała wyszedł z powrotem do pracy. Zostawił jej tylko kartkę.
Słodko wyglądasz, kiedy śpisz.
 Mieszkanie nie jest duże więc spokojnie wszystko znajdziesz.
Nareesha była trochę zła, ale później jej przeszło. Zadzwoniła do Kelsey. Chwilę rozmawiały, Kel obiecała, że gdy tylko będzie miała chwilę to do niej przyjedzie. Przyjechała po jakiś dwóch godzinach. Razem z Seev'em, w końcu to był jego dom.
- Widzę, że już doszłaś do siebie, więc spokojnie możesz nam opowiedź, jak do tego doszło, że zostałaś uprowadzona?
Kelsey mimo, że przyjaźniła się z Nareeshą to zawsze była stanowcza, nie owijała w bawełnę, po prostu nie lubiła się rozczulać.
- Uprowadzona, wiesz był kiedyś taki film, całkiem niezły. - mówiła Nareesha.
- Przestań się wykręcać. - mówiła blondynka. - Zastraszyli cię? Nie możesz nam nic powiedzieć, tak?
- Yhym... - potaknęła niepewnie głową jej przyjaciółka.
- Cudownie... - westchnęła. - Możesz nam powiedzieć, przecież podsłuchu to tu raczej nie ma a ciebie też już nie znajdą.
Nareesha długo się wahała. Bała się. Najwidoczniej miała jakieś stany lękowe. Seev podszedł do kanapy, na której siedziała. Przysiadł się do niej, objął ramieniem. Po chwili zaczęła mówić.
- Oni handlowali dziewczynami. Sprzedawali je Niemcom do burdeli. Brali za to niezłą kasę. Około 10 tysięcy za jedną. Ale to nie było tak, że od razu, gdy przychodziło "zamówienie" to je wysyłali do Niemiec. Nie! Najpierw sami musieli sobie poużywać...
W tym momencie się rozpłakała. Seev mocno ją objął. Wtuliła się w jego klatę. Po chwili miał całą mokrą od łez koszulkę.
- Przepraszam. - wydukała między jednym szlochnięciem a drugim.
- Spokojnie, płacz do woli.
Zapadła cisza. Pozwolili jej się wypłakać. Gdy już się uspokoiła, Kelsey zadała pytanie.
- Czy oni cię zgwałcili?
Na te słowa dostała huksańca w biodro od Seev'a.
- Bądź delikatniejsza.
- Jestem policjantką, nie mogę. Taki zawód.
- Nawet w przyjaźni zachowujesz się jak na przesłuchaniu?
- Czasem trzeba!
Kłótnia narastała wraz z upływem minut.
- Stop! - wydarła się Nareesha. - Możecie nie zachowywać się jak dzieci w piaskownicy, które kłócą się o łopatkę?
- Tu nie chodzi o jakąś tam łopatkę, tylko o ciebie.
-  Odpowiem na pytanie Kelsey. Nie. Nie zgwałcili mnie, Nie udało im się to. A wiesz czemu? Mieliśmy wtykę. Widzieliście filmik z mojego telefonu? Przecież pytam o rzeczy oczywiste. No i ten młody, który się tak podlizywał i wazelinił, to Gabriel. Nasza wtyka. Już wcześniej rozpracowywaliśmy tą grupę. Jemu udało się do nich "dołączyć". Miał zdobyć potrzebne informacje i zakończyć sprawę.
- Dalej nie rozumiem, co robiłaś na tej stacji pociągów?
- Gabriel rzekomo tam miał mnie zgwałcić i porzucić. Tylko wyszło inaczej... Chciałam stamtąd uciec, ale złapał mnie "Brudny Harry", tak na niego wołali i pobił. Kazał trzymać mordę na kłódkę, albo stanie mi się coś o wiele gorszego. Nic więcej nie pamiętam, bo zemdlałam. Potem obudziłam się na tej stacji, ale niezbyt kontaktowałam, jak widzieliście sami.
W tym momenice do mieszkania wleciał Nathan z Jay'em, którzy o mały włos się nie wywali. Jak widać nie znali rozkładu mieszkania swego kumpla. Nathan przysiadł się do Nareeshy, którą na chwilę zostawił Seev, bo poszedł odebrać telefon. Wrócił po chwili z dosyć nietęgą miną.
- Kolejne morderstwo. - oznajmił.
- Jedziemy!
- Nathan ty jesteś samochodem? - zapytał Loczek, poprawiając fryzurę.
Nathan potaknął. Zbiegli do auta, okazało się, że Nath ma mało paliwa i ledwo dowlecze się do domu, bo oczywiście był na tyle roztrzepany, że zapomniał portfela. Gdy podjechali pod jego dom, szybko wbiegł na górę. Znalazł portfel, wziął go i z powrotem był w samochodzie. Zajechali na stację benzynową. Przyszedł moment zapłaty, Młody sięgnął po portfel, lecz okazało się, że był on pusty. Gdzie były więc jego pieniądze??
_____________________
Pisany na szybko i w stanie gorączki, co tłumaczy te błędy ortograficzne i składniowe( ja na to bardzo zwracam uwagę xD).
Proszę o 8 komentarzy. (chcę zobaczyć czy w ogóle tyle osób odwiedza i czyta to "opowiadanie")
Jeśli chcecie być informowani o nowych notkach to napiszcie kontakt w zakładce Czytelnicy ^^).

środa, 3 października 2012

14. Twoje oczy mają kolor nieba.

 - Teraz mamy dwie sprawy?! Zaginięcie Nareeshy i ta o tu.- Jay'owi na sam widok robiło się niedobrze, wolał nawet nie myśleć przez co musiała przejść ta biedna dziewczyna.
*
Nathan po odprowadzeniu Danielle wrócił do domu. Długo rozmyślał o dzisiejszym wieczorze. Cały czas wpatrywał się w telefon. W sumie nie wiedział po co to robi. Patrzenie przecież i tak nic by mu nie dało. Chyba liczył na to, że zadzwoni. Nie zadzwoniła. Nathan mimowolnie pisał jej imię palcem po stole. Miał jeść kolację, ale nie miał ochoty, myślał tylko o niej. Myślami był przy niej, przy Danielle. Zakochał się, tylko sam bał się sobie w duchu do tego przyznać. Przecież jeszcze całkiem nie dawno była Sarah... Minęły nawet nie dwa miesiące... Usłyszał pukanie do drzwi. Spojrzał na zegarek. Była 22:22. Zdziwił się, kto mógł go odwiedzić o tej porze? Pukanie się powtórzyło. Krzyknął "moment" i po chwili poszedł otworzyć. To była Danielle. Nic nawet nie mówiła, po prostu wpiła się w jego usta. Nathan odwzajemnił pocałunek, który trwał mniej więcej 5 minut. Czuł, że przy niej może być znowu szczęśliwy. Przecież życie toczyło się dalej, a Sarah na pewno chciałaby by był szczęśliwy, nawet bez niej. Później rozmawiali. Spędzili ze sobą noc.
*
 Znano już również tożsamość zabitej dwudziestolatki. Samanta Walker. Była asystentką producenta filmowego.Dzień później otrzymali wyniki sekcji zwłok. Wynikało z niego, że dziewczyna została brutalnie zgwałcona, ale to było oczywiste już od samego początku. Nie trzeba było być nie wiadomo jakim ekspertem, by to stwierdzić. Nie znaleziono również nasienia sprawcy, ale to też nikogo nie dziwiło. Wiadomo, że taki przestępca doskonale wie, co robi i ma wszystko dokładnie zaplanowane, nie może sobie pozwolić na jakikolwiek błąd. Tylko dlaczego wybrał sobie taką ofiarę?
- Dobrze, dobrze, ale co z tą spermą z jej ciała?- zapytał Jay z wielkim obrzydzeniem.
- Gdzieś tu o tym pisało.- szukał w tekście Max, po chwili znalazł.- O, jest. Sperma nie należy do sprawcy, ewentualnie sprawców. Zostało skądś przyniesione i "rozlane" po całym ciele. Też czujecie obrzydzenie?
- Też!- odrzekli niemalże chórem.
- Jakim trzeba być potworem by zgwałcić? Przecież była młoda, ładna, całe życie  stało przed nią otworem. Jak chciał zaspokoić swoje pragnienia to mógł iść na dziwki a nie gwałcić i to w tak okropny sposób tą dziewczynę.- uniósł się Nathan. Od razu przypomniała mu się Sarah i znów nadzieja, że może właśnie jej zabójca znów zaatakował i że może go dorwać i w końcu wymierzyć sprawiedliwość.
- Co najgorsze nie mamy w ogóle punktu zaczepienia jeśli chodzi o tę sprawę.
- No właśnie. Co więc robimy?
- W tej sprawie na razie nic.
- Ach.- walnął się w czoło Nathan.- Teraz zmienię temat na sprawę Nareeshy. Dostałem od Danielle nagranie z telefonu Nareeshy. I jeszcze go nie obejrzałem.
*
Nath włączył odpowiednie nagranie. Obraz był dość niewyraźny, za to dźwięk miał dużo lepszą jakość. Na nagraniu widać było dwóch policjantów. "Brygada Wspaniałych" znała ich, ale tylko z widzenia. Jeden, był zbliżony wiekiem do Nathana, drugi natomiast nieco starszy.
- To co szefie, robimy jak zawsze?- zaczął młody.
- Nie jestem twoim szefem, jesteś tu na "zastępstwie" więc nie pierdol mi tu miłych słówek, tylko bierz się do roboty, zabieraj się za nią, zbajeruj, żeby nie stawiała oporów.
- Ale po co my ją mamy porwać?
- Nie porwać tylko zaprosić w nasze skromne progi a co potem Niemcy z nią zrobią to już mnie nie interesuje.
W tym momencie zorientowali się, że ktoś ich obserwował. Wyszli z pomieszczenia, wytrącili Nareeshy telefon, ale on dalej nagrywał. Nie było obrazu, była to jedna wielka czarna plama. Ale było słychać jej krzyki: - Już wam się nie uda, wszystko wiem. Na co któryś z nich uderzył ją, bo było słychać uderzenie.
- Co o tym sądzicie?
- Handel żywym towarem?
- Wywozili je potem do Niemiec, zapewne do burdeli. Musimy przejrzeć ostatnie zaginięcia dziewczyn w wieku od 18 do 30. Może jest na niej nasza ofiara.
- W takim razie co z Nareeshą?
- Musimy jej szukać.
Weszła Kelsey. Od razu pokazali jej filmik. Chwilę myślała.
- Chyba wiem, gdzie jej szukać.- powiedziała.
*
Pojechali za miasto. Długa to była droga. Nie mieli pojęcia ani gdzie jadą, ani czy odnajdą tam policjantkę. Dojechali do starej stacji pociągów, była opuszczona. Wszyscy popatrzyli pytającym wzrokiem na Kelsey.
- Już wam mówię, bo nie wytrzymam więcej tych nerwowych spojrzeń, jakie mi posyłacie.
Jej wzrok ostatecznie zatrzymał się na Tomie, znała już ten wzrok, zakochanego, rozradowanego Toma. Podszedł do niej i szepnął jej na ucho:
- Twoje oczy mają kolor nieba.
Na co ona spojrzała w niebo, które było całkiem zachmurzone. Nie chciała już mu nic mówić, bo wiedziała, że zaraz zaczęło by się gadanie.
- Kilka lat temu, mieliśmy podobną sprawę, zaginęła wtedy młoda dziewczyna, w podobnym wieku co Nareesha i właśnie tu ją znaleźliśmy. Dlatego pomyślałam, że może ona tu jest.
Zaczęli szukać. Przeszukiwali każdy zakamarek, ale bez skutku. Postanowili jednak się nie poddawać... Szukali... Seev potknął się o coś. Zaliczył kameralną glebę. Wstał, otrzepał się. Chciał zobaczyć o co się potknął. Były to nogi Nareeshy.
________________________
Ta dam! Przepraszam, że tak długo nie dodawałam, ale nie jest to zależne ode mnie.Mam 3 sprawdziany w tygodniu i tak co tydzień. Postaram się dodawać chociaż raz w tygodniu. Czekam na opinie i głosy w ankiecie ;D

wtorek, 25 września 2012

#Zaproszenie

Chciałam Was zaprosić na bloga, nie mojego autorstwa. Jest on o TW i Justinie Bieberze. Bardzo mnie zainteresował choćby dobór bohaterów, więc jeśli możecie skomentujcie króciutki prolog, bo bez tego nie będzie rozdziałów ;). Proszę ;) <klik>

A teraz prywata xD
Rozdział pojawi się w następnym tygodniu, jeżeli POD OSTATNIM ROZDZIAŁEM POJAWIĄ SIĘ CONAJMNIEJ JESZCZE DWA KOMENTARZE, wiem że dużo wymagam, ale zauważyłam że staraciłam czytelników i w sumie to się nie dziwię ;( Wiem, że nie umiem pisać, rozdziały są coraz gorsze, no ale cóż...

czwartek, 20 września 2012

13. Miłosna epidemia?

- Trzeba przesłuchać policjantów, mówię wam, wiecie, że mam nosa do takich rzeczy.
- Naprawdę sądzisz, że ktoś ci tu coś powie? Policjanci znają te sztuczki i nie dadzą ci się podejść. Za krótko tu jesteś Nathan, i wydaje ci się, że wszystko jest proste, czarno- białe, a tak nie jest!
Nathan lekko zirytował się na słowa Jay'a. Ale wiedział, że dopnie swego. Taki miał charakter, jak już raz coś sobie postanowi to twardo się tego trzyma.
Zaproponował przesłuchania, ale pomóc zechciała mu początkowo tylko Kelsey, bo to dla niej ta sprawa była aż tak ważna. A wiadomo, że jak Kelsey to i Tom po chwili się zdecydował. Reszta jednak była nieugięta, a zwłaszcza Jay, postanowili nie bawić się w przesłuchania, które ich zdaniem, i tak nic dobrego nie przyniosą a wręcz przeciwnie.
*
Parker, Sykes i Belle wybrali się windą na czwarte piętro. Tam swoją "siedzibę" miał wydział obyczajowy. Tom razem z Kelsey przesłuchiwali mężczyzn, którzy nie chcieli im zbyt wiele powiedzieć. Udzielali bardzo wymijających, ogólnikowych odpowiedzi. Kelsey wiedziała, że trochę ryzykuje rzucając być może fałszywe lub nie oskarżenia przeciw swoim współpracownikom z wydziału. Nie miała robić nic ponad to, co powiedział jej Armani. Jednak ta gra była warta świeczki.
*
Nathan przesłuchiwał młodą, ładną rudowłosą dwudziestolatkę. Podobała się Nathanowi, co jednak nie ułatwiało mu zadania. Była bardzo skrępowana, peszyła się. Unikała kontaktu wzrokowego, unikała też odpowiedzi na jakiekolwiek pytanie postawione przez seksownego policjanta. Nathanowi od razu zapaliła się czerwona lampka. Wyczuł, że ona coś wie. Ale bała mu się o tym powiedzieć, musiał się więc postarać, by zdobyć potrzebne mu informacje. Nachylił się do jej ucha, zaczął bawić się jej włosami, szeptać miłe słówka. Byli sami w pomieszczeniu.
- Wiem, czego chcesz. Wszystko ci powiem, ale są dwa warunki.
Była bezpośrednia, widać było strach na jej twarzy, ale wiedziała chyba o czymś, co jej ciążyło, Sykes chciał pomóc jej pozbyć się tego ciężaru. Ten mój urok osobisty jest przydatny- pomyślał i znów spojrzał na rudą.
- A więc słucham, co to za warunki?
- Nie tutaj, dziś o 20.00 w "Palomie", masz być sam i wszystko o czym się dowiesz, zrozumiano?
- To są trzy warunki.
- Przestań, bo zmienię zdanie.
 *
Tom i Kelsey zakończyli już swoje przesłuchania. Nic się nie dowiedzieli. Zauważyli, że Sykes flirtuje z jakąś laską, więc nawet na niego nie czekali. Schodzili po schodach, gdy Tom celowo się potknął i wylądował na Kelsey. Ich usta dzieliły już tylko milimetry. Zaczęli się całować, po chwili Kelsey wstała i odeszła. Tom był zdezorientowany. Przecież odwzajemniła pocałunek! Jej usta były najsłodsze na świecie, jak twierdził. Pobiegł za nią. Chwycił za ramię. Odwróciła się.
- Nie tutaj.- szepnęła całując go w szyję.
- A co z pracą?
- Od kiedy ty taki pracuś? Przecież nawet stąd nie wyjdziemy! Pójdziemy do WC, zrobimy co mamy zrobić i już.
Tom był zdzwiiony zachowaniem Kelsey, ale nie ukrywał, że pasowało mu to. Poszli do damskiej toalety. Weszli do kabiny, zamknęli się. Zaczęli się namiętnie całować. Po chwili pozbyli się też bielizny. Kochali się bardzo szybko i krótko. Ubrali się i wyszli.
*
Nathan ubrał na spotkanie beżowe spodnie, do tego koszulkę w tym samym kolorze, postanowił nie zakładać czapki. W Paomie był pięć minut przed czasem. Po chwili przyszła Danielle, tak miała na imię rudowłosa. Ubrana była w czerwoną krótką sukienkę, szpilki tego samego koloru. Włosom pozwoliła swobodnie opadać na ramiona. Nathan dziwnie się poczuł. ona była taka elegancka, a on? Od razu przeszła do sedna. Zaczęła opowiadać.
- Ją porwali, bo za dużo wiedziała. Wiedziała o układach, nielegalnych interesach.
- Kogo, z kim?
- Policjantów. Handlowali bronią, narkotykami, ale opłacali ludzi, by nikt się nie dowiedział. Nareesha usłyszała jak rozmawiali o jakiejś wymianie towarów, chciała iść do Armaniego, ale jak widzisz nie zdążyła.
- A jakieś nazwiska? I skąd o tym wiesz?
- Znalazłam telefon Nareeshy, wszystko nagrała. Dam ci to nagranie. Wszystko po nim wywnioskujesz sam. A teraz może coś zamówimy? Jestem cholernie głodna...
Zamówili sushi. Jedli, pili wino. Zatracili się w rozmowie. Śmiali się. Podszedł kelner i poinformował, że zaraz zamykają. Wyszli. Nathan zaproponował Danielle, że ją odprowadzi. Doszli pod jej dom. Stali pod małym jednopiętrowym domkiem. Towarzyszył im księżyc. Nathan miał już odchodzić, ale zatrzymała go cichym "Nath". Pocałowali się. Zaprosiła go na górę, z trudem ale odmówił. 
*
Jay i Siva zostali w biurze. Robili różne rzeczy od składania samolocików, po grę w panśtwa, miasta. Odebrali telefon. Zgłoszenie. Ktoś znalazł w parku kobietę brutalnie zgwałconą. Nie żyła. Pojechali na miejsce zdarzenia. Nie informowali Toma ani Nathana o nowej sprawie. Kobieta była naga, jej ręka była uniesiona ku górze, tak jakby wyciągała ją po pomoc. Na całym ciele była sperma.
- O kurwa! Będę rzygał!- powiedział Jay.
- Czekaj, ja też. 
- No panowie, nowa sprawa, wierzę, że uda wam się ją rozwikłać szybko.- dodał lekarz, który badał ciało.

____________________________
I tym radosnym( ale sarkazm) akcentem kończę rozdział. Następny w drugiej połowie następnego tygodnia, bo mam dużo sprawdzianów. Czekam na 7 komentarzy.
Dedyk dla mojej szwagierki Gabryśki xD Kocham Cię <3
+ Zapraszam na nowego bloga z imaginami  tu jest link ;)

poniedziałek, 17 września 2012

12. Casanova.

Sprawa księdza została oficjalnie uznana za zakończoną. Ksiądz otrzymał karę dożywotniego pozbawienia wolności. Nie znaleziono w jego przypadku argumentów, które spowodowały by łagodniejszy wymiar kary. 
Chłopcy siedzieli i przeglądali akta po raz ostatni. Tom oparł się swobodnie na krześle, założył ręce za głowę. 
Rozległo się pukanie do drzwi.  
Weszła ONA. Szczupła, wysoka blondynka. Ideał- pomyślał Tom. Jego źrenice rozszerzyły się do granic możliwości na jej widok. Chwilę na niego popatrzyła, jednak zaraz odwróciła głowę. W głowie Toma panował teraz mętlik. Zamyślony patrzył w sufit i obmyślał plan działania, aby zdobyć blondynkę.
- Jestem Kelsey, nie wiem czy mnie znacie. Pracuję w obyczajówce, ale nie przyszłam wam tu zawracać głowy moją historią policyjną.
- Możesz mówić. Twój głos jest niczym balsam dla mych uszu, - mówił cały w skowronkach Parker.
Była bezpośrednia, wiedziała po co przyszła i nie chciała nic więcej.
- Ee, kolego, nie za szybko? Nie bądź taki do przodu, bo cię sznurówki wyprzedzą. - odparła, pokazując język.
Tom cały czas uśmiechał się sam do siebie, ale wiedział, że jeśli chce być z Kelsey to łatwo nie będzie. Ma dziewczyna temperament...
- Przyszłam tu...
Nie zdązyła dokończyć, bo przerwał jej Parker.
- No a nie przyfrunęłaś?
- Ale on ma podryw!- szepnął Jay do Seev'a.
- Uspójcie go. Zaginęła jedna z policjantek, tak z obyczajówki Nareesha McCaffrey. Zaginęła trzy dni temu. Ostatni raz widziano ją na stacji benzynowej. Kupowała paliwo, ale kupiła więcej niż mieścił bak jej samochodu. Od razu wydało mi się to dziwne. Ale nic nam to nie daje, poza tym nic nie mamy. Nikt nic nie wie, nikt nic nie widział.
-  Co my mamy z tym wspólnego?
-  Pomożecie mi? Dostałam sama tą sprawę, ale wydaje mi się, że to coś grubszego.
- Czy mam rozumieć, że są podejrzenia, że ona nie żyje?
- Sama nie wiem, co mam o tym myśleć. Przyjaźnię się z Nareeshą odkąd razem pracujemy, nigdy wcześniej nie było podobnych sytuacji, że ona się nie odzywała. 
*
Odwiedzili stację benzynową. 
Nie było akurat chłopaka, który wtedy ją obsługiwał, zadzwonili po niego, nawet długo nie czekali, bo mieszkał dosłownie na drugim  końcu ulicy. 
Przepytali go. Bardzo dokładnie pamiętał jak przebiegały jej zakupy. 
Była spokojna, tak jakby nic się nie stało i nie spodziewała się tego co mogło by się wydarzyć. Zapamiętał ją, bo była ładna, w jego typie, Ale nie tylko dlatego, kupiła 100 litrów benzyny, mimo iż jej samochód ledwo mieścił połowę z tego. Już to wydało mu się dziwne, no ale co mógł zrobić? Zapłaciła za zakup kartą. Później już jej nie widziano.
*
- I co? Dalej nic nie mamy...
- Skąd ta pewność?- zaczął Nathan.
- O pan mądrala będzie wygłaszał swoje teorie.- dalej popisywał się Tom.
- Tom, przestań, bo nie będę cię lubić.- opanowała sytuację Kelsey.
Tom momentalnie ucichł.
- Kupiła więcej benzyny niż mieścił jej bak. Nie dziwi was to?
- No, dziwi i co?
- Policyjne radiowozy mają rozszerzone baki, by paliwo nie skończyło się podczas pościgu.
- Sugerujesz, że kupiła więcej paliwa bo...
- Może napadli ją, właśnie policjanci i kazali kupić paliwo, zapłacić kartą by zachować pozory...
- To by może i trzymało się kupy, ale on stwierdził, że nic dziwnego nie było w jej zachowaniu.
- A może był przekupiony? Nie pomyśleliście o tym? 
- Jeszcze raz, złóżmy to co mamy.
____________________
Tadam. Rozdział! Napisałam, bo parę osób stwierdziło, że im się podoba i wgl, więc wielki dedyk dla tych osób. Bez Was bym nie dała rady. Dziękuje. Mam nadzieję, że nie zawiodłam tym rozdziałem ;) I proszę o więcej niż 3komy, jak to było ostatnio ;)
Kocham WAS ;*********

środa, 5 września 2012

#Notka

ZAWIESZAM BLOGA!
Nie wiem na jak długo, ale na miesiąc conajmniej.
Wiecie, 3 gimnazjum, trzba wziąć się do roboty, pewnie i tak będę się uczyć tak jak wcześniej, ale warto sobie wmawiać ;D
Nie zawieszałabym gdyby nie to, że statystyki poszybowały diametralnie w dół, ale rozumiem to, bo ostatni rozdział był wysoce beznadziejny.
Postaram się szybko wrócić, napiszę pare rozdziałów do przodu i będzie git.
Kiedyś wrócę ;D
Przepraszam tych, którym ten blog się podoba i znaczył cokolwiek ;D
Pozdrawiam. ;*************
Pamiętajcie, że Was kocham :*

sobota, 1 września 2012

11. Za dnia policjant, w nocy zaś muzyk.

Księdza od razu zaprowadzili do pokoju przesłuchań. Miał go tak "maglować" Nathan. Jednak jakoś zbytnio mu to nie wychodziło. Nie był zbyt stanowczy, zadawał pytania bardzo ostrożnie ale zarazem za bardzo ostrożnie i przez to nie udało mu się uzyskać jakiejkolwiek informacji, co do motywu sprawcy. Żelu i Loczek słuchali całego nieudanego przesłuchania, po czym Seev zdenerwował się i wtargnął do pokoju przesłuchań. Poprosił Nathana na słówko. Wtedy powiedział mu, że jeśli chce coś wyciągnąć od podejrzanego to nie może być jak baba, miły i uprzejmy. Sam postanowił zająć się tym przesłuchaniem, sam znaczy razem z Jay'em. Razem tworzyli duet wspaniałych "przesłuchiwaczy". Weszli. Ksiądz siedział nieruchomo. A to dobre, przesłuchanie księdza, no tego to chyba jeszcze w żadnym filmie nie grali. Początkowo księżulo, tak nazywał go Jay, nic nie mówił. Jednak Siva zdecydował się poświecić mu lampką prosto w oczy. Nic.
- Dobra, nie chcesz mówić, nie mów. I tak jesteś udupiony. Napaść na funkcjonariusza na służbie, oj kochaniutki długo nie wysłuchasz grzechów innych, swoją drogą jak można wierzyć w Boga i łamać przykazania. Przecież zabójstwo to grzech, ba, nawet ciężki. Nie wstyd panu, a może raczej powinienem był powiedzieć księdzu?
Widział, że ksiądz zaczął się nad czymś zastanawiać. Błądził wzrokiem po całym pomieszczeniu, które de facto nie było duże, nie miał więc wiele do podziwiania.
- Jak chcesz coś pooglądać to idź do muzeum, tu się gada!
Loczek już się niecierpliwił, miał dość. Chciał już wiedzieć! Ile można zwlekać. Na jego miejscu dawno bym zaczął gadać, przecież mają dowody- starał się wczuć w podejrzanego.
- Dobra, powiem wam wszystko co i jak.- wydusił w końcu z siebie.
- No jakże miło z księcia strony.
- Zamieniamy się w słuch.
Nathan i Tom stali za drzwiami pokoju przesłuchań. Ale przysłuchiwali się wszystkiemu.
- To nie było tak, że ja nie miałem motywu.- zaczął mówić powoli. Głos miał, taki jakby dziecięcy.
- No to dlaczego to robiłeś?
Robili się coraz bardziej niecierpliwi. Czy on w końcu powie dlaczego zabijał?!
Marc, tak nazywał się podejrzany ksiądz, zamknął oczy.
- Co on kurwa robi?- wybuchł Jay.
- Wracam do przeszłości.- otrzymał natychmiastową odpowiedź.- Na moich oczach matka zabiła ojca. Myślicie, że łatwo jest żyć z czymś takim?
- Miałem pięć lat kiedy matka zabiła ojca.- zaczął blefować Seev.
Jego własne słowa sprawiały mu ból, ale chciał w jakiś sposób zbliżyć się do księdza, zbudować bezpieczną powłokę, tak aby mógł on poczuć jakąś więź, nić porozumienia. Żeby chciał się wygadać przed osobą, która, jak kłamał Seev, była w tej samej sytuacji co on, może nie tyle co takiej samej, ale podobnej.
- Więc wiesz jak się czuje. Ale ja z kolie wiem, że chcesz zakończyć tę sprawę i mieć mnie w końcu z głowy.
Przemilczeli, czekali aż sam zacznie mówić dalej, a wiedzieli że zacznie.
- Nie, nie dlatego to zrobiłem.Ona mnie zahipnotyzowała. Mówiąc "ona" mam na myśli swoją matkę, chociaż nie powinienem jej tak mianować, nie zasłużyła na to. Kazała mi zabijać ludzi, o których wiem, że zrobili komuś krzywdę. Miałem być tak jak ona. Zabiła ojca bo przyczynił się do śmierci jej przyjaciółki.
- Co ma do rzeczy hipnoza? I jakim cudem o niej pamiętasz?
- Zapomniała dorzucić tego zaklęcia, czy jak to się tam zwie, żebym niczego nie pamiętał.
Mordował, bo zahipnotyzowała go matka? To miałem wpisać do akt i protokołu?- myślał Loczek. Przecież to niedorzeczne. Zakończyli przesłuchanie, sami byli zmęczeni tym wszystkim. Przy drzwiach stał Nathan. Powiedzieli mu o motywie. Wydało mu się to dziwne ale być może możliwe. Seev zaczął ochrzaniać Nathana, że był tak miękki podczas przesłuchiwania.
- Nie możesz tak łatwo zadawać pytań. Tu trzeba twardo, a nie gadasz jak do dziewczyny.
Oczy Nathana zaszkliły się. Siva go uraził. Wróciły wspomnienia.
- Ej, co jest?
- Nic. Przypomniało mi się. Przypomniała mi się moja dziewczyna, która nie żyje, bo ktoś ją zgwałcił i potem zabił.
- Przepraszam.
- Wiem, nie wiedziałeś, To było moje pierwsze przesłuchanie.
- Dobra skończcie już te przeprosiny- wtrącił Tom,- Siva, Jay idziemy grać?
Nathan popatrzył na nich ze zdziwioną miną.
- Ach, ty nie wiesz. Tak po pracy sobie koncertujemy tu i tam. Zawsze wpadnie trochę grosza. Idziesz z nami?
Chwilę się wahał, ale stwierdził, że nie ma nic lepszego do roboty. Poszli na mały placyk niedaleko jakiejś galerii. Tom i Siva grali na gitarach a Nathan z Loczkiem śpiewali jakieś znane lub mniej znane piosenki. W ten sposób zarobili 100 dolarów. Grali zawsze tak w każde czwartki. Czasami grywał z nimi Max, ale robił to naprawdę rzadko.
Cieszyli się, że zamknęli sprawę. Teraz tylko sprawa sądowa, ale ksiądz raczej dostanie dożywocie. Pozostało im tylko napisanie sprawozdania i ostateczne odłożenie teczki na półkę i pozwolenie jej by zarosła kurzem.
_________________
To chyba najgorszy rozdział tego opowiadania. Moja osobista porażka ;| Ostatni jeszcze wakacyjny rozdział ;(

środa, 29 sierpnia 2012

10. CUŚ, czyli Cel Uświęca Środki.

- Myślicie, że to kolejna ofiara naszego mordercy?
- Szczerze, to nie. Sądzę, że to ofiara innej osoby ewentualnie ofiara alkoholu lub wieku.
Zadzwonili po ekipę, lekarza i do domu pogrzebowego. Chłopaki z pogrzebowego pojawili się szybko. Zapakowali ciało w czarny worek, władowali do karawanu i odjechali. Lekarz po wstępnym badaniu potwierdził ich przypuszczenia. Również stwierdził, że zmarł on z wychłodzenia, przebywał na dworze około 48 godzin. Prawdopodobnie był bezdomny, upił się i najnormalniej zasnął i już nigdy się nie obudził.
Znów wrócili na komendę, ponownie włączyli telewizor. Mecz już się kończył wygraną dla Manchesteru United, który pokonał rywala 2:0. Max, jako zagorzały fan Manchesteru City ubolewał. Natomiast Nathan triumfował.
Już mieli się zbierać, powoli rozchodzić do domów, aż nagle zadzwonił telefon. Wszyscy się zdziwili. Była już prawie 22;00. Komu nudziło się o tej porze? Tym razem odebrał sam Armani.
Okazało się, że znowu znaleziono trupa! Tym razem koło centrum handlowego, znaczy nie koło niego, a w jego parkingu podziemnym.
Max nie krył swojego zdziwienia i zdenerwowania. Miał już tego dość. Czy w tym kraju słowo "prawo" nie jest już nikomu znane? Przecież to policja jest od wymierzania sprawiedliwości, czy wszyscy już o tym zapomnieli? Gdy trochę ochłonął to odłożył słuchawkę telefonu na swoje miejsce. Podparł się na biurku. Wziął głęboki oddech. Opowiedział o telefonie. Nikomu się to nie spodobało. Nathan jakby się zamyślił. Układał w głowie wszystkie elementy tej dziwnej układanki.
- Czy możliwe jest, że ktoś zadzwonił w sprawie tego staruszka, tylko po to, żeby na chwilę odwrócić naszą czujność? Skoro był na dworze od dwóch dni, to na pewno umarł wcześniej. To na 100 procent telefonował wtedy sprawca, mówię wam!- powiedział po chwili namysłu.
- Faktycznie, to prawdopodobne. Mamy do czynienia z inteligentem?- śmiał się Siva.
- Albo z wiernym czytelnikiem kryminałów lub sensacji.- ciągnął Nathan.
Pojechali do centrum handlowego. Prowadził Loczek, jednak gdy Max zobaczył jak on chociażby trzyma ręce na kierownicy zaczął wypytywać o numer do tego, co mu dał prawo jazdy i stawiał z nim pierwsze kroki jako kierowca. I skończyło się na tym, że Max prowadził osobiście. Normalnie by z nimi nie jechał, ale z uwagi na to, że miał już dosyć tej sprawy i chciał ją jak najszybciej skończyć, musiał. Włączyli radio, jednak nie na długo, nie podobała się składanka, jaką puszczali. Wreszcie dotarli. Szybko wysiedli, no może poza Tom'em, który miał kłopoty z wyjściem z auta. Zaklął krótko pod nosem i wreszcie uwolnił się, z jak on to nazwał "szponów pasów bezpieczeństwa".
Kobieta. Prawdopodobnie uduszona. Była przy niej kartka, z przykazaniem oczywiście Pamiętaj, abyś dzień święty święcił. 
Wykonali rutynowe czynności, jak przy każdym wcześniejszym morderstwie.
Stwierdzili, że jest już zbyt późno na jakiekolwiek inne działania. Tak więc każdy pojechał do swojego domu. Umówili się, że jutro z samego rana spotkają się i w końcu definitywnie zakończą tą sprawę.
Wszyscy zebrali się punktualnie o ósmej. Każdy przyszedł tu dziś, by raz na zawsze zamknąć tą sprawę i z czystym sumieniem odłożyć akta na półkę z napisem Wyjaśnione.
Przyszedł ktoś z wynikami z sekcji zwłok. Kobieta została uduszona, prawdopodobnie poduszką. Nie znaleziono żadnych odcisków palców. Znaleziono za to coś innego, mianowicie różaniec.
- Różaniec?- powtórzył Tom.
Jay jadł na spółę kanapkę z Seev'em a Nathan coś notował.
- Tak, różaniec. Czarny, konkretnie.
- Coś musi łączyć wszystkie ofiary...- snuł Młody.
- Jest pewne połączenie, ale chyba nic nie znaczące. Wszyscy byli katolikami, wierzącymi i bardzo praktykującymi. Chodzili do jednego kościoła, najmniejszego, na obrzeżach miasta.
Nathan się zadumał.
- To wszystko trzyma się nawet kupy.
Pytające spojrzenia.
- Jeden kościół, jeden spowiednik, jeden ksiądz. To by tłumaczyło przykazania, różaniec i ogólne religijne gierki.
Popatrzyli na Nathana, nie wierzyli, że jego wersja w jakikolwiek sposób mogłaby być prawdopodobna.
- To skąd wiedział o przestępstwach jakich dokonywali?- mówił Jay, takim tonem jakby był zazdrosny, że sam na to nie wpadł.
- Byli wierzący i mocno praktykujący, chodzili do spowiedzi i robili rachunek sumienia.
- Czyli podejrzewamy księdza?
- Na to wychodzi....
- Ale brak nam motywu...
- A no właśnie. Motyw. Tu mam plan, żeby się przekonać czy mam racje. Jeśli to nie on jest zabójcą, odejdę bo to będzie oznaczało, że zawaliłem już pierwszą sprawę. Pójdę do spowiedzi, powiem, że kogoś zabiłem czy coś. Odczekamy jakiś czas i zobaczymy czy ksiądz będzie chciał wymierzyć sprawiedliwość.
- Chcesz się narażać?
- Będę miał broń. Cel uświęca środki. Może zamkniemy tą sprawę. Jak nie spróbujemy to nigdy się nie dowiemy.
Niechętnie, ale Armani przystał na pomysł młodego policjanta. Chciał dać mu okazję, by mógł się wykazać. Jeśli to, co on podejrzewa okazało by się prawdą... To Sykes mógłby zostać naprawdę dobrym gliną. Max był dumny, że ma takiego "pracownika" nawet jeśli to nie ksiądz był oprawcą.
Nathan poszedł do kościoła, do spowiedzi. Kościół był niewielki, ale ładny zarazem. Powiedział księdzu, że zabił troje niewinnych ludzi. Na co ten mu odpowiedział:
- Bóg Ci wybacza.
Za to ja ci nie, dopowiedział sam sobie. Wyszedł z kościoła i znów wrócił na komendę.
Na zwabienie zabójcy wybrali jakieś odludne miejsce, niedaleko kościoła. Nathan miał obstawę. Seev chował się za krzakami, Tom za kościołem a Jay siedział w samochodzie. Długo nie musieli czekać. Nathan poczuł jak ktoś go uderzył, jednak nie było to na tyle mocne uderzenie, by zemdlał. Zachował trzeźwy umysł. Odrócił się. Złapał za rękę... księdza, który trzymał w ręku cegłówkę. Szybko skrępował mu ręcę i założył na nie kajdanki. Jednak miał rację! Ale jaki on miał motyw? Dlaczego to robił? Wsadził go do radiowozu. Jay ruszył na sygnale. Potem zaczęto przesłuchania...
________________________
Taki tam rozdział...Sama nie wiem co o nim sądzić. Teraz to wszystko wydaje mi się strasznie naciągane i nudne...

niedziela, 26 sierpnia 2012

9. Anonimowy alkoholik.

Wszyscy już od dawna byli na komendzie, jednak brakowało najmłodszego członka ekipy policyjnej. Tom i reszta zdecydowali, że pojadą do niego do domu i zobaczą co się dzieje. Loczek  jednak musiał zostać, tak nakazał Max. Czekało go mnóstwo roboty papierkowej. Był wściekły, że to akurat on musiał się tym zajmować.
- Nathan nigdy nie spóźniłby się do pracy.- zaczął Seev
- Musiał mieć ku temu ważny powód.
Siva mu potaknął. Zatrzymali się przy numerze ósmym Baker Street. Zadarli głowę do góry, by zobaczyć czy Nathan nie jest w domu. Był pochmurny dzień i było dość ciemno, w sumie to dopiero ósma rano. Nie paliło się światło, okno również nie było uchylone. A więc musimy wchodzić na górę- pomyśleli. Tamtejsza okolica była dosyć ładna. Wszystko co potrzebne było pod nosem. Gdy tylko otwierają drzwi wejściowe stwierdzają, że na klatce mógłby, choćby od czasu do czasu, ktoś posprzątać. Jest brudno. W końcu są pod drzwiami mieszkania Nathana. Na drzwiach wisi przekrzywiona wizytówka z nazwiskiem. Pukają. Nikt jednak nie otwiera. Mają już odchodzić, ale Nathan otwiera drzwi. Nie wygląda najlepiej. Zaprasza ich do środka. Ma nieprzyjemny oddech, czuć od niego alkohol. No to pobalowałeś synku- myśli Siva. W jego mieszkaniu panuje mały bałagan. Na stoliku leżą opróżnione butelki po piwie.
- Poczęstowałbym was czymś, ale nie mam czym.- niemalże bełkocze.
Nathan nagle blednie. Staje się, jakby... cały niebieski.
- Och, ty ciało niebieskie czyś ty nie krążył wczoraj po monopolowych?- sili się na żarty Tom.
Debil- myśli Nathan. Nagle wybiega z salonu. W łazience wymiotuje. Po chwili wraca. Po jego minie choćby widać, że czuję się już trochę lepiej.
- Co się stało?
- Nic. Przerosło mnie to wszystko. Po co przyjechaliście? Przecież niedziela.
- Niedziela? Wow. Ile ty wypiłeś? Jest poniedziałek. Czas do pracy. Swoją drogą Armani złapał już bulwersa jak stąd do Warszawy.
Nathan szybko się ogarnął. Umył zęby najbardziej miętową pastą do zębów jaką tylko miał. Zamknął dom na klucz i wyszli. Po drodze kupił paczkę gum Orbit, które namiętnie rzuł przez całą drogę, w nadziei że nie będzie czuć od niego alkoholu. Nadzieja matką głupich, albo może nadzieja umiera ostatnia? Po wyczerpującej trasie wreszcie dojechali do celu. Wysiedli. Nathan aż bał wejść i pokazać się na oczy Max'owi. Musiał jednak przezwyciężyć strach. Jay stał w oknie i spoglądał na parking. Widać, że był zdenerwowany. Loczka nie można zostawiać na długo z papierami sam na sam, pomyślał Seev.
- Witam w naszych skromnych progach- mówił lekko podenerwowany Armani.
- Przepraszam, to się nigdy nie powtórzy. Obiecuję.
- No, ja myślę.
Max nieco złagodniał.  Nathan od razu pospieszył z pomocą Jay'owi. Zawsze był skory do pomocy. 
- Chociaż jeden- wymamrotał z ulgą McGuiness.
Zbliżała się już godzina siedemnasta. Armani gdzieś wyszedł, nie mówił dokąd. Wrócił po jakiś 20 minutach swojej nieobecności. Tom i Seev próbowali rozgryźć zagadkę tych morderstw. Nathan stwierdził, że jeśli uderzy kolejny raz na pewno zostawi po sobie jakiś ślad. Nikt nie jest przecież niewidzialny, nieomylny. Kiedyś się w końcu pomyli i wpadnie. Tylko ile osób jeszcze zginie?
George miał w rękach reklamówkę a w niej popcorn, chipsy i sześciopak piwa. Na widok piwa Nathanowi zrobiło się niedobrze. Popatrzyli na niego pytająco. Max jakby starał im się wytłumaczyć miną w jakim celu zrobił takie zakupy. Jednak go nie zrozumieli. Postanowił im to wytłumaczyć.
- Dziś jest mecz!
- A kto gra?- spytał Jay
Max posłał mu mrożące krew w żyłach spojrzenie.
- Man City z United, rzecz jasna.
- A o której?
- O 20.00
Oglądali mecz, jedli i pili. Akurat był koniec pierwszej połowy. Wynik nie był przesądzony, było 0:0. Zadzwonił telefon, służbowy. Ciekawe kto może dzwonić o tej porze?- zastanawiali się wszyscy. Dopóki nie odbiorą, to się nie przekonają. Telefon odebrał Seev.
- Znalazłem martwego człowieka- mówił zasapany głos po drugiej stronie.
- Gdzie to jest?
- Niedaleko parkingu pod Waszym komisariatem.
Żelu szybko przekazał reszcie uzyskane informacje. Niechętnie wstali i ruszyli z komisariatu. Chcieli przecież obejrzeć drugą połowę. Czy to kolejna ofiara?
Szybko odnaleźli mężczyznę, o jakim była mowa w rozmowie telefonicznej. Telefon był anonimowy. Trudno było Sivie stwierdzić czy dzwonił mężczyzna czy kobieta. Głos był dość niewyraźny.
Mężczyzna wyglądał jakby spał. Czuć było od niego alkohol. Wokół niego naliczyli sześć pustych butelek po piwie i dwie po wódce. Może umarł po prostu śmiercią naturalną? Wyglądał na starszego, miał około siedemdziesięciu lat, tak na pierwszy rzut oka. Nie znaleziono przy nim żadnego dokumentu, dzięki któremu mogli by sprawdzić jego tożsamość.
- A więc mamy anonimowego alkoholika...
Nie znaleziono przy nim kartki z przykazaniem. A więc nie był on kolejną ofiarą. Chyba....

_____________________________
Bardzo przepraszam, że dodaję go dopiero teraz! Jakoś moja wena chyba jest jeszcze na wczasach i pluska się w morzu ;( Dziękuje za wspaniałe 11 komentarzy pod ostatnim rozdziałem, to ówczesny rekord ;D. Muszę zmienić wygląd bloga, bo mnie on przeraża. xD

sobota, 11 sierpnia 2012

8. Stojąc w deszczu.

Przez chwilę stali i każdy spoglądał po sobie. Aż w końcu Max się wydarł i kazał im jechać, przeszukiwać miasto. Chwilę się ociągali, ale po kolejnej deprymendzie swojego szefa biegiem ruszyli do samchodu. Jay wziął mapę w dłoń. Tom usiadł za kierownicą.  Pierwszy parking był dość blisko, jednak nie wystarczająco blisko na tyle, by starczyło benzyny. Samochód rozkraczył im się na środku drogi, na jakimś odludziu. Do najbliższej stacji benzynowej mieli kilometr. Wysłali Nathana z kanistrem a sami pchali samochód na pobocze. Gdy dopchali wóz, zaczęło padać, szybko wsiedli do środka.  Wiedzieli, że Nathan będzie zły, bo zmoknie mu czapka, czyli świętość.
*
Nathan szedł środkiem ulicy. Szedł tip- topami. Był zły, że wysłali akurat jego, jak zawsze najmłodszy musiał odwalać czarną robotę, więc dlaczego niby tym razem miało by być inaczej? Nagle niespodziewanie zaczęło padać. Zaczął biec. Poczuł, że o coś się potknął, potem czuł już tylko uderzenie w beton. Chwilę mu zajęło nim całkiem się podniósł. Otrzepał się. Rozmasował obolałe kolano. Już miał odchodzić, lecz jednak chciał poznać powód swojego upadku. Rozejrzał się, był na parkingu. Wyjął z kieszeni latarkę. Zapalił. Potknął się o... trupa, o ofiarę na której poszukiwania ruszyli. Wziął telefon. Jednak nie było zasięgu. Poszedł na stację. Wrócił z kanistrem, wracał tą samą drogą. Wrócił na parking. Stał tam i mókł. Nie chciało mu się iść, a wiedział że i tak zaczną go szukać.
*
Czekali na młodego jakieś pół godziny. Żeby się nie nudzić włączyli radio. Słuchali najnowszych kawałków. Jednak w pewnym momencie Tomowi skończyły się papierosy i powiedział, że idzie po tego jak się wyraził- ciamajdę. Nie chcieli by szedł sam, więc wszyscy wysiedli z auta. Zamknęli je. Założyli kaptury i ruszyli. Uszli jakieś niecałe 200 metrów i znaleźli swoją zgubę. Stał jak taka sierotka nad czymś, czego bliżej zidentyfikować się nie dało, bo było zbyt ciemno. W ręce trzymał kanister. Tom rzucił tylko ciche " No jego szczęście.". Podeszli do niego i zobaczyli ofiarę o której była mowa. Mężczyzna, około tryzdziestki, wysoki, łysawy.
- No i jest...
- Dłudo szukać nie musiałem- mówił Nath, jakby dumny z samego siebie, W końcu to on znalazł ofiarę, co nie wydawało się łatwym zadaniem.
- No i czego cieszysz mordę? Potrzebny nam morderca a nie kolejna ofiara!
- Tak wiem...
- Była przy nim kartka? Przykazanie?- zmienił temat Seev, który wyczuwał, że może zaraz dojść do kłótni, a tego nie chciał, bo lubił obydwu a poza tym nie lubił być między młotem a kowadłem.
- Była. Czytaj. 
Seev wziął kartkę, na której napisane było Nie pożadaj żony bliźniego swego.
- Czyli miał kochankę?
- Niekoniecznie.- mówił Natk, który miał nadzieję, że może znalazł mordercę swojej dziewczyny, wiedział, że szanse na to były bardzo marne, ale zawsze były.
*
Po przyjechaniu ekipy ruszyli do samchodu. Tom nalał benzyny i ruszyli w drogę. Chcieli jechać do domow, ale zadzwonił Armani, żeby wpadli jeszcze na komendę, bo chciał im coś przekazać. Tak też zrobili. Max na nich czekał. Przekazał im kolejną kartkę, która dostał. 
Wiedziałem, że dacie radę. W sumie nie musieliście długo szukać. Jeśli podejrzewacie, po przykazaniu, że miał kochankę to mylicie się. Powodzenia! 
- I rzeczywiście. Nie chodzi o kochankę. Był podejrzany o gwałt i morderstwo młodej dziewczyny ale nie było dostatecznych dowodów.
- Dobrze mu tak. Gwałciciele, zboczeńce i wszyscy tacy powinni zginąć.- mówił agresywnym tonem Nath, który wiedział już, był pewien, że zginął oprawca jego dziewczyny.
- Też tak sądzę, ale dalej nic nie mamy. Poza listami, które nic nam nie dają, bo nie są pisane odręcznie, tylko na koputerze.
- Może zajmiemy się tym rano?
- Tak! Padam na twarz....
Jay słaniał się na nogach, podobno jak i Siva. Malo nie zasnęli.
- I tak nie miał zamiaru was dłużej tu trzymać, jedźcie do domów, widzimy się jutro.
- Do zobaczenia.- rzucili na odchodne.
Rozeszli się do domów. Jutro czekało ich mnóstwo roboty....

________________________
Z dedykiem dla Asi, tak się nie mogłaś doczekać i pomogłaś mi od czego zacząć rozdział ;D Mam nadzieję, że ani ciebie, ani pozostałych tym rozdziałem nie zawiodłam. Następny pojawi się za jakieś dwa tygodnie, bo wyjeżdząm, no może wcześniej ;D

piątek, 10 sierpnia 2012

7. Listy do M.

W bezruchu stali i wpatrywali się tępo w list. Po chwili przyszedł facet, miał wyniki sekcji zwłok. Zamordowana, którą znalazł Tom nazywała się Elisabeth Montrose, a ta, którą odnalazł Nathan to Rue White. Przyczyna śmierci pierwszej była znana praktycznie od samego początku- została zastrzelona z bardzo bliskiej odległości, drugiej natomiast nie stwierdzili konkretnie. Po chwili do drzwi ktoś zapukał. Był to znowu listonosz, znów miał coś dla Maxa. Max spojrzał na kopertę. Było na niej tylko Do M. Otworzył ją.
Czy już wiecie o co chodzi z tą dziewczyną z cmentarza? Szczerze, to wątpie. Więc Wam trochę pomogę, w końcu niosę dobro. Poszukajcie jej w swoich aktach. Rok 2000. Znajdziecie i zrozumiecie przykazanie.
Od razu zaczęli przeszukiwać akta. Na rezultat długo czekać nie trzeba było. Rue White w wieku 8 lat zabiła swoich rodziców. Sąd dał jej tylko dozór kuratora, bo była małoletnia a na dodatek niepoczytalna. Teraz miała 20 i poniosła karę. Stało się zrozumiałe przykazanie. Tylko kto chciał w taki sposób wymierzyć sprawiedliwość? To pytanie nie dawało im spokoju.
- Dobra, jedziemy- ogłosił Siva
- Dokąd?
- Czy ty się kiedyś ogarniesz? Jedziemy na przesłuchania! Jay! Obudź się, aż mam ochotę powiedzieć heloł!
Byli już w samochodzie, gdy zadzwonił Armani, twierdząc, że dostał kolejny list. Zaczął go czytać.
- Już wiecie, dlaczego. Zaraz będzie kolejna ofiara, bądźcie czujni.
-I jak mamy to rozumieć?
- Co mamy zrobić?
- Nie wiem, Nie jedźcie na razie nigdzie. Obstawcie  miejsca, które uważacie za stosowne i czekamy.
Pojechali pod klub golfowy, tam był Nathan, zoo- Jay, fryzjer- Siva, a Tom wybrał kiosk ruchu. Szkoda, że nie wiedzieli, że mają mini kamerki. Max im je założył, bo chciał zobaczyć jak sobie radzą. 
- Co wy do cholery robicie?- zadzwonił do najmłodszego
- Obstawiamy ewentualne miejsca przestępstwa
- No ty chyba zapobiegasz kradzieżom kiji golfowych a Tom już przegiął! 
- No, ale...
- Czekaj...
- Co?
- Znów list
- Czytaj
 - Jednak dziś nikogo nie zabije, Przepraszam, że fatygowałem policjantów.
Dłużej już nie rozmawiali. Policjanci spotkali się w pobliskim barze, zjedli obiad. I w końcu pojechali na przesłuchania. Dowiedzieli się, że pierwsza ofiara była dielerem narkotyków. Długo zastanawiali się o co w jego przypadku chodziło z przykazaniem. Nagle Nathan doznał olśnienia i stwierdził, że chodziło o narkotyki, Nie będziesz miał Bogów cudzych przede mną, czyli narkotyki nie będą Twoim Bogiem. Wszystkim wydało się to bardzo wiarygodne. Później przesłuchiwali inne osoby, ale te przesłuchania nic nie dały. Wrócili na komendę. Max na nich czekał. Znów dostał list.

Zmieniłem zdanie. Macie ofiarę. Jest na parkingu, ale którym konkretnie nie zdradzę, to w końcu wasza robota. Miłej pracy.

Ponownie ruszyli w drogę. Szukali, ale nie znaleźli, czyżby morderca bawił się z nimi w kotka i myszkę?

________________________________
Taki jakiś od niechcenia. Ale postanowiłam napisać i napisałam. Może się spodoba. Mogą być błędy, więc przepraszam.

wtorek, 7 sierpnia 2012

6. Cmentarz.

Nathan spojrzał w kalendarz. 19 lipca. A więc minął dokładnie miesiąc. Miesiąc temu zginęła jego ukochana dziewczyna- Sarah. Miała 19 lat, całe życie przed sobą, była w ciąży. Ale ktoś ją brutalnie zgwałcił i zabił. Nathan nie mógł sobie z tym poradzić, było to dla niego bardzo, bardzo trudne. Sprawcy nie odnaleziono, nie pozostawił po sobie żadnych śladów. Nathan na początku dużo pił. Ale w końcu powiedział temu dość. Wtedy postanowił pracować w policji, chciał dorwać tego gnoja. Chciał się zemścić, ale zgodnie z prawem. Ubrał się i wyszedł z domu. Poszedł do kwiaciarni, w której kupił kwiaty i znicze. Ruszył na cmentarz. Gdy dotarł usiadł na ławce, zapalił znicz, położył kwiaty na grobie. Pomodlił się. Obiecał sobie, że dopadnie tego skurwiela, nie umiał o nim inaczej mówić. Przy grobie Sarah spędził około godziny. Już prawie wychodził z cmentarza, ale zauważył siedzącą ze spuszczoną głową na czyimś grobie kobietę. Podszedł. Nie odzywała się. Uniósł jej głowę, była cała we krwi. Nie żyła. Obok niej leżała kartka Czcij ojca swego i matkę swoją. Zaniepokojony zadzwonił do Toma
- Słuchaj, jestem na cmentarzu. Jest kolejna ofiara. Jakaś młoda dziewczyna i przy niej przykazanie a wy macie coś nowego w sprawie tego "samobójcy"?
- Co? Kolejna ofiara? Już trzecia... Cholera...
- Jak trzecia?- pytał zdziwiony Nath, bo nic nie wiedział
- Normalnie. Jestem w sanatorium i tu też zamordowano dziewczynę, młoda, prostytutka. Przy niej też jest kartka
- Cholera, o co w tym chodzi?
- Chciałbym się dowiedzieć. Dzwoń po ekipę.
Gdy zjawił się lekarz i zrobił pierwszą sekcję zwłok, stwierdził, że ktoś podał jej truciznę, zmarła około 10, czyli jakieś dwie godziny przed tym, jak Nath przyszedł na grób swojej byłej dziewczyny. Wrócił do domu, przebrał się, zjadł "na bogato" czyli croisanta z dżemem i kakao. Pojechał na komendę. Wszyscy już na niego czekali. Również zaniepokojony Armani.
- Musicie to rozwiązać, wierzę w was- dodawał im otuchy, a przynajmniej tak mu się wydawało Armani.
Nathan nerwowo chodził po całym pomieszczeniu, Żelu razem z Tomem palili a Loczek kręcił się na obrotowym krześle, aż w końcu spadł.
- Jak mamy to niby rozwiązać? Nie mamy żadnych dowodów, nawet najmniejszych poszlak. Sprawca lub sprawcy nie pozostawiają po sobie żadnych śladów. Nic nie mamy!
- Mamy te kartki, przykazania...
- Ale każdy mógł je napisać, przecież zostały napisane na komputerze, nie mamy punktu zaczepienia.
- Na pewno coś jest, musimy tylko uważnie pomyśleć, każdy drobny, nawet najdrobniejszy szczególik może być ważny
- Jutro zajmiemy się przesłuchaniami, wszystkich. Dowiemy się jak dokładnie nazywają się ofiary, sprawdzimy je. Na razie nic innego nie możemy zrobić.
- Mamy tak bezczynnie siedzieć?
- Nie mamy wyboru!
Dyskusję przerwało pukanie do drzwi. Przyszedł listonosz. Miał list do komendanta. Max odebrał. Przeczytał i nieporadnie drapiąc się w głowę oddał kartkę reszcie.
Wiem, że na razie wydaje wam się to wszystko dziwne i niezrozumiałe, Ale niedługo to zrozumiecie. Gdy przesłuchacie kilka właściwych osób zrozumiecie o co chodzi z przykazaniami. Jak się pewnie domyślacie morderstw będzie tyle, ile jest przykazań, czyli dziesięć, chociaż to i tak za mało, by wyeliminować zło w tym mieście.
______________________________
Jeśli ktoś czekał na rozdział, to przepraszam że dopiero teraz go dodaje ;D I dziękuje za 9 komentarzy pod ostatnim, to dla mnie wiele znaczy. Dla czytelników dedyk ;)

piątek, 27 lipca 2012

5. Kur(w)acjuszka.

Tom powoli dochodził do siebie po chorobie. Zawsze tak miał: szybko łapał wirusa, za to chorował maksymalnie trzy dni, tak było również tym razem. Mimo to miał jeszcze jeden dzień chorobowego. Ojciec do niego zadzwonił i poprosił o to, aby zapytał się czy mają miejsca w sanatorium. Jakby sam nie mógł pójść- pomyślał. Mimo to zgodził się. Nie chciał przecież mieć ojca na sumieniu- żartował. Powolnie zjadł śniadanie, zwykłe płatki z mlekiem, bo nie chciało mu się robić zakupów, nie miał po prostu na to czasu ani najmniejszej nawet ochoty. Poszedł do łazienki, przeczesał włosy, ubrał zieloną koszulkę i krótkie spodenki do tego białe tenisówki. Wziął portfel i kluczyki. Wyszedł z mieszkania. Zezłościł się na samego siebie, bo nie wziął z domu papierosów co oznaczało wydatek. Pobiegł szybko do najbliższego kiosku i kupił papierosy. Zapłacił i już w sklepie odpalił jednego, poczuł się o niebo lepiej. Wrócił do samochodu. Włożył kluczyki w odpowiednie miejsce i ruszył. Cała podróż trwała około kwadrans. Nie było korków, a nawet gdy były to tak małe, że aż nieodczuwalne czasowo. Wysiadł co wiązało się z wypaleniem kolejnego papierosa. Starał się nie zaciągać, bo wiedział jak bardzo szkodzi to jego zdrowiu. Postanowił, że to będzie jego ostatni papieros dzisiejszego dnia. A jeśli chodzi  o postanowienia to jak on coś sobie postanowił to kurczowo się tego trzymał. Wszedł do  sanatorium. Poszedł do recepcji, w której jednak nikogo nie było. Ujrzał na blacie dzwoneczek, taki jak w hotelach i zadzwonił. Po chwili czekania ukazała się ona- piękna, skąpo ubrana, długonoga szatynka o nieziemskich zielonych oczach. Na jej piersi widniała plakietka, z której odczytał, że ma na imię Susanne. Zamrugał oczami raz i drugi, w końcu był tu w sprawie ojca. Nie zdążył jednak wydobyć z siebie ani jednego słowa, gdyż wleciała roztrzęsiona sprzątaczka z wiadomością, że w toalecie zamordowano dziewczynę. Tom od razu pokazał odznakę i pobiegł tam. Widok był dość odrażający. Zresztą każdy widok osoby zamordowanej osoby był odrażający. Leżała cała zakrwawiona. Prawdopodobnie została zastrzelona w tył głowy. Obok niej Tom znalazł kartkę Nie cudzołóż. Zadzwonił po resztę: lekarza, ekipę, zawiadomił zakład pogrzebowy i kolegów z wydziału. Poszedł zapytać kto ją znalazł. Znalazła ją sprzątaczka, opowiedziała mu trochę o niej, głównie to, że była prostytutką, a tu przyjechała by odpocząć. I rzeczywiście odpoczęła... Teraz nic już jej nie zmęczy. Po chwili przyjechał lekarz, stwierdził, że została zabita jakieś mniej więcej cztery godziny temu. Sprawca wiedział co robi, bo nie zostawił śladów. To zabójstwo nie będzie łatwe do rozwiązania...

_________________________________________
Kolejny dowód na to, że ja nie umiem pisać opowiadań, a co dopiero kryminałów.
5 komentarzy= Rozdział

sobota, 21 lipca 2012

4. Odrobinę cierpliwości.

Nathan po jakiś dziesięciu minutach drogi znalazł się pod domem wdowy. Nie było korków, co tłumaczyło, że tak szybko dotarł na miejsce. Wszedł do środka. Po minach kolegów widział, że przesłuchanie się nie "klei". Postanowił sam spróbować czegoś się dowiedzieć. Poprosił, aby Siva z Jayem wyszli, bo widział ich zrezygnowanie i brak cierpliwości. Wyszli, nawet nie stawiali zbytnich oporów. Na odchodne powiedzieli, że zaczekają na niego w samochodzie. Pożyczyli mu również powodzenia. Mimo przesądu podziękował. Wdowa wskazała ręką fotel. Nathan rozsiadł się w nim jakby był u siebie w domu, tak też się poczuł. Przez chwilę milczał. Po chwili się odezwał:
- Może mi pani coś opowie o swoim mężu?- mówił łagodnym, ale i zarazem zdecydowanym tonem
- A co konkretnie chciałby pan się dowiedzieć?- tak jakby się przed nim otworzyła, liczył na to, że uda mu się czegoś dowiedzieć.
- Może na początek czy byłby skłonny popełnić samobójstwo?
- Nie wydaję mi się. Zawsze był raczej spokojny, potrafił radzić sobie z własnymi problemami. Był dla siebie samego psychologiem.
- Czyli pani też uważa, że ktoś go zabił?
- Tak,tak właśnie myślę.
- A miał może jakiś wrogów? Ktoś mógł życzyć mu śmierci?
- Hmmm- nastąpiła długa przerwa, którą po chwili przerwała i kontynuowała- Szczerze mówiąc mogło być to prawdopodobne
- To znaczy?
- Mąż prowadził dużą firmę, był człowiekiem bardzo wpływowym
- Prowadził firmę sam?
- Nie. Mogę dać panu numer do współwłaściciela.- powiedziała i bez oczekiwania na odpowiedź ze strony Nathana zapisała ciąg cyfr na kartce- To na tyle. Przykro mi, ale muszę pana już pożegnać, mam coś ważnego do załatwienia
- I tak mi pani trochę pomogła. Bardzo dziękuje i do widzenia- wyszczerzył zęby w bezpretensjonalnym uśmiechu i wyszedł
Po chwili znajdował się w samochodzie, w którym czekali na niego Żelu z Loczkiem. Opowiedział im o tym co się przed chwilą dowiedział. W sumie wiele to nie zmieniało, ale zawsze coś. Nath wybrał się do domu, chciał trochę odpocząć i pomyśleć w spokoju. Reszta zrobiła to samo. Nath po drodze do domu zahaczył o sklepik oddalony maksymalnie o dwieście metrów od jego kawalerki. Kupił świeże pieczywo i serek Almette. Wszedł do domu, od razu poszedł do kuchni by coś zjeść. Po zjedzonym posiłku rozległo się pukanie do drzwi. Niechętnie, ale poszedł otworzyć. W drzwiach stała jego sąsiadka razem ze swoim ukochanym pupilkiem- Nutką- pieskiem rasy york. Prosiła, aby wyszedł z ją na spacer. Nie miał serca odmówić tej staruszce. Ubrał się i pewnym krokiem wyszedł z Nutką na dwór. Po drodze minął miejscowych pijaczków
- Ale ty jesteś piękna. Jakiej ty jesteś rasy?- odezwał się mniej podpity głaskając suczkę
- Stary, kurwa przecież to londyńczyk!- odezwał się jego kumpel
Nathan zignorował ich uwagi i poszedł dalej. Sunia się załatwiła i odprowadził ją do sąsiadki, która to nadziękować się nie mogła. Wrócił do domu. Usiadł na kanapie, włączył telewizor, by po raz kolejny zobaczyć jak Bruce Willis ratuje świat. Jednak nie porwało go to. Podszedł do regału i sięgnął po pierwszy z brzegu kryminał, był to akurat "Rytuał zbrodni" autorstwa Andreasa Franza. Tak odpłynął na całe popołudnie i wieczór.

____________________________________
Po długiej przerwie jest! Na tym blogu na razie nic nie napisałam, po prostu mam wenę na ten. Może się zabiorę za tamto opowiadanie, by je w końcu skończyć... Czekam na komentarze ;*

czwartek, 12 lipca 2012

3. Armani? Jest spoko.

Gdy wysiedli z samochodu udali się w stronę windy, ponieważ byli zbyt zmęczeni, by pokonać 10 pięter idąc schodami. Wcisnęli przycisk pokazujący strzałkę w dół, aby winda zjechała w dół. Weszli do środka. Nathan momentalnie zbladł. Wszyscy popatrzyli na niego, tak jakby oczekując odpowiedzi, którą po chwili otrzymali. Okazało się, że Nathan źle czuje się w małych, zamkniętych pomieszczeniach, bo ma klaustrofobię. Po chwili dojechali na wybrane przez siebie piętro i wysiedli. Od razu, gdy wyszli tylko z windy Nathana wołała długowłosa blondynka. Była bardzo ładna, zgrabna, powabna. W oczach Nathana była ona ideałem kobiety. Kierował się on następującą zasadą: Kobieta powinna być ładna a za logiczne myślenie i inteligencję w związku odpowiedzialny jest mężczyzna. Nie wyglądała ona na chodzącą Encyklopedię PWN, co dodatkowo podobało się Nathanowi, który gustował w pustych lalach. Podeszła do niego. Najpierw się przedstawiła, miała na imię Isabelle. Nathan, jako dżentelmen delikatnie musnął ustami jej dłoń w geście powitania. Po chwili poinformowała go, że ma on pilnie pójść do komendanta i lepiej dla niego, aby zrobił to możliwie jak najszybciej. Tak też uczynił. W przeciągu niecałych nawet dwóch minut znajdował się na dywaniku pracodawcy. Max już na samym początku rozmowy, której Nathan bardzo się obawiał, zaproponował, aby przeszli na "ty", tak aby łatwiej było im ze sobą dyskutować. Ogólnie miało poprawić stosunki szef- pracownik. Podali sobie ręce. Max mówił, że Nathan może mówić na niego tak jak większość jego pracowników- Armani. Nazwa, a raczej ksywka pochodziła w pewnym sensie, niedokładnym sensie od nazwiska George- Georgio Armani. Max chciał dowiedzieć się o samobójstwie mężczyzny u którego byli niedawno. Nathan poinformował go swoich dręczących go od godziny podejrzeniach. Armani popatrzył mu głęboko w oczy, które to raz były szare, raz zielone, a innym razem przybierały to jeszcze inny kolor. Max nieporadnie podrapał się po głowie i zmarszczył brwi, co w jego mimice twarzy miało oznaczać podziw. Nie podziw dla zmian koloru tęczówki, a podziw dla tego, że Młody, który jest tu dopiero jeden dzień już snuje przypuszczenia i, że tak dobrze kombinuje. Armani zlecił szczegółową sekcję zwłok, o której przebiegu i wynikach informowany miał być właśnie Czapka i jego grupa wsparci. Max pokładał w Nathanie wielkie nadzieję, czuł, że Młody ma potencjał na całkiem niezłego śledczego. Chwilę jeszcze rozmawiali, ale nie na temat pracy. Była to całkiem miła, niezobowiązująca konwersacja, podczas której Nathan nieco zmienił swoje zdanie o Armanim. Już nie uważał go za tyrana, a za całkiem fajnego, przyjaznego kolesia, który w pracy jest stanowczy i wymagający natomiast w życiu prywatnym wyluzowany, spokojny, przyjacielski. Następnego dnia Żelu z Loczkiem pojechali do wdowy po "samobójcy". Tom został w domu,bo zachorował na anginę. Nathan zajął się najpierw przeszukiwaniem zwłok. W kieszeni garnituru mężczyzny znalazł kartkę, zapisaną na maszynopisie, czy też na komputerze, z napisem: "Nie będziesz miał Bogów cudzych przede mną". Nie dawało mu to non stop spokoju, co miało oznaczać to przykazanie Boże akurat w tym przypadku, jaki i czy w ogóle miało to związek ze sprawą? Zadzwonił do Loczka i go o tym poinformował, a ten powiedział, że na razie nic nie dowiedzieli się z przesłuchania wdowy. Nathan dalej siedział i rozmyślał. Próbował domyślić się o co w tym chodzi, jednak nic sensownego nie przychodziło mu do głowy. Postanowił, że dojedzie do reszty i spróbuje wyciągnąć coś od żony denata.
_____________________________________________
I proszę kolejny. Cieszę się, że dwa poprzednie przypadły Wam do gustu, mam nadzieję, że z tym i z całym opowiadaniem też tak będzie. Ono jest takie inne, ale wydaje mi się, że taka "nowość" może się spodobać, a kiedyś obiecałam sobie, że napiszę jakiś kryminał i od tego postanowienia się zaczęło ;) Czekam na komentarze ;D

wtorek, 10 lipca 2012

2. Kryptonim "Czapka".

Po drodze na miejsce zdarzenia trwały dyskusje.
-No młody będziesz miał pierwszą okazję, aby się wykazać- zaczął Żelu
-Pokażesz na co cie tak naprawdę stać, bo szczerze mówiąc młody nie wyglądasz na agresywnego, ani nic w tym stylu
-Potrafię być agresywny, chyba jak każdy zresztą i jeszcze jedno, nie mówcie na mnie młody, bo mnie to najnormalniej na świecie irytuje
-To musimy wymyślić ci jakąś ksywkę, bo przecież po imieniu do ciebie mówić nie będziemy, bo to tak głupio trochę, nie sądzicie?
-To może Czapka?
-Dlaczego?- zaprotestował
-Bo ciągle nosisz czapkę! A ty myślisz, że nasze ksywki skąd się wzięły?
-No właśnie nie wiem
-Żelu, bo Seev nie rozstaje się z żelem do włosów, dzięki niemu mamy w grupie irlandzki odpowiednik Cristiano Ronaldo. Loczek to chyba jest dla ciebie zrozumiały, popatrz tylko na jego fryzurę i znajdziesz wytłumaczenie. A Tom, jego przezwisko nie wzięło się od nazwiska, jak zapewne sobie pomyślałeś, ale nic bardziej mylnego. Tom nosi 24 na dobę, siedem dni w tygodniu długopis za uchem.
Po chwili byli już na miejscu, gdzie znajdował się już tłum gapiów i oczywiście starych kobiet snujących swoją wersję tych wydarzeń. Bramę otworzyła im zapłakana, zrozpaczona kobieta. Zaprowadziła ich do salonu. Trzeba przyznać, że był urządzony dosyć chaotycznie ale w dobrym guście, ze smakiem. Z otwartych okien przedzierało się słońce, które rozświetlało pomieszczenie. Na środku pokoju, na żyrandolu dostrzegli mężczyznę. Powiesił się, a przynajmniej tak to wyglądało na pierwszy rzut oka. Na jego szyi był liczne zadrapania. Ubrany był w elegancki czarny firmowy garnitur i lakierki. "Jak do grobu"- pomyślał Nathan i po chwili jego myśli usłyszały światło dzienne. Żona zmarłego popatrzyła na niego spode łba. Sprawiała wrażenie jakby była smutna na niby, tak jakby w głębi duszy cieszyła się ze śmierci jej męża. A może to tylko pozory? Po chwili zjawił się też specjalista, który ostatecznie stwierdził samobójstwo. Policjanci postanowili, że nie będą już tego dnia męczyć wdowy pytaniami i poprosili o spotkanie z nią jutrzejszego dnia. Wyszli i ruszyli ponownie w stronę komisariatu.
-Coś mi tu nie gra- przerwał nastałą ciszę Nathan
-No Czapuś wyrabiasz się widzę, czyżby twoja męska intuicja podpowiadała ci, że to jednak morderstwo?- żartował Długopis
-Hahaha, sil się na żarty. Naprawdę nie wygląda mi na to, ażeby facet sam sobie odebrał życie.
-W takim razie zaczynamy śledztwo?
-Tak!
-Mówię wam, że coś tu nie gra.
-Pożyjemy zobaczymy
-Mam rację na 100%

_____________________________
Udało mi się! Dopadłam komputer xD I macie efekt. To jest w ogóle w jakimś stopniu ciekawe? Proszę o 5 komentarzy, w przeciwnym razie następnego nie będzie, bo bez sensu pisać dla 2 czy 3 osób. Przepraszam, że proszę o tak wiele. I pozdrawiam Was z Lublina! <3

środa, 4 lipca 2012

1. Pierwszy dzień.

Był smutny, deszczowy dzie . W sumie to nic nowego. W Londynie taka pogoda jest przecież na porządku dziennym. Ten dzień miał być jednak inny. Inny dla młodego dziewiętnastolatka, Nathana Sykes'a. Długo wahał się nad tą decyzją. Zawsze ciągnęło go coś do policji, do tej atmosfery, kryminalnych zagadek czy też broni. Od zawsze to go właśnie interesowało. Jednak dobre chęci to nie wszystko. Sam musiał podjąć tę decyzję. Mógł przecież zginąć podczas jakiejś strzelaniny. Jednak nie miał on czym ryzykować. Zdecydował się. Złożył swoje CV na komisariat. Przeszedł też kilka testów, szkoleń i został przyjęty. Zadowolony wstał z łóżka o 6.00 tak aby na 7.00 zdążyć do pracy. Nie chciał się spóźnić,przecież to miał być jego pierwszy dzień. Szybko się ubrał i pewnym krokiem ruszył na komisariat. Jego szef, komendant Maximillian George już na niego czekał z zegarkiem w ręku. Widać było, że nie lubi spóźnień. Nie wydawał się być on miły. Mimo młodego wieku, Nathan określił jego wiek na maksymalnie 25 lat był to typ przywódcy, ale takie miał stanowisko więc to było dla Nathana zrozumiałe, że zachowuje się on tak a nie inaczej. Wiedział, że w tej pracy nie będzie przelewek i nie może on sobie pozwalać na zbyt wiele. Potem szef przydzielił go do "grupy". Jego współpracownikami byli: Jay McGuiness "Loczek", Siva Kaneswaran "Żelu", Tom Parker "Długopis". Nathan co prawda nie był zadowolony ze sowich nowych współpracowników, ale co mógł zrobić? Z szefem nawet nie próbował dyskusji, bo wiedział, że może to się dla niego źle, a nawet tragicznie skończyć. Koledzy pokazali mu jego stanowisko pracy. Nic specjalnego, normalne dębowe, ale solidne biurko i krzesło obrotowe. Nathan rozsiadł się wygodnie, popatrzył za okno. Panorama Londynu, identyczny widok miał z okna we własnym domu. Podszedł do niego "Długopis" i poczęstował mentolowym Marlboro. Nathan odmówił. Zastanawiał się dlaczego Tom miał przezwisko "Długopis", stwierdził że chyba od nazwiska, innego wytłumaczenia nie znalazł. Gdy "grupa" się poznawała, wypytywała o hobby, dotychczasowe zajęcia, co ich skłoniło do takiej a nie innej pracy itp, zadzwonił telefon. Nikt nie odebrał. W końcu Nathan zebrał w sobie siły i podniósł słuchawkę. Dzwoniła jakaś roztrzęsiona kobieta, z głosu można było stwierdzić, że ma około 40 lat. Poinformowała Nathana, że jej mąż popełnił samobójstwo. Tak przynajmniej młody policjant to zrozumiał, a nie było to łatwe, bo kobieta mówiła szybko i niewyraźnie, co zdecydowanie utrudniało rozszyfrowanie podawanych przez nią informacji. Gdy się rozłączyła Nathan szybko przekazał adres w którym doszło do zdarzenia i razem ze swoimi nowymi kolegami wsiedli w radiowóz i pojechali na miejsce zdarzenia...
_________________________
I oto jest pierwszy rozdział nowego opowiadania. Długo wahałam się jak mam je pisać, czy w jednym rozdziale jedna "zagadka", ale stwierdziłam,że jednak będzie to normalne opowiadanie. Mam nadzieję, że się spodoba i ktoś będzie je czytał. A teraz lecę na pociąg,bo nie zdążę ^^