niedziela, 26 sierpnia 2012

9. Anonimowy alkoholik.

Wszyscy już od dawna byli na komendzie, jednak brakowało najmłodszego członka ekipy policyjnej. Tom i reszta zdecydowali, że pojadą do niego do domu i zobaczą co się dzieje. Loczek  jednak musiał zostać, tak nakazał Max. Czekało go mnóstwo roboty papierkowej. Był wściekły, że to akurat on musiał się tym zajmować.
- Nathan nigdy nie spóźniłby się do pracy.- zaczął Seev
- Musiał mieć ku temu ważny powód.
Siva mu potaknął. Zatrzymali się przy numerze ósmym Baker Street. Zadarli głowę do góry, by zobaczyć czy Nathan nie jest w domu. Był pochmurny dzień i było dość ciemno, w sumie to dopiero ósma rano. Nie paliło się światło, okno również nie było uchylone. A więc musimy wchodzić na górę- pomyśleli. Tamtejsza okolica była dosyć ładna. Wszystko co potrzebne było pod nosem. Gdy tylko otwierają drzwi wejściowe stwierdzają, że na klatce mógłby, choćby od czasu do czasu, ktoś posprzątać. Jest brudno. W końcu są pod drzwiami mieszkania Nathana. Na drzwiach wisi przekrzywiona wizytówka z nazwiskiem. Pukają. Nikt jednak nie otwiera. Mają już odchodzić, ale Nathan otwiera drzwi. Nie wygląda najlepiej. Zaprasza ich do środka. Ma nieprzyjemny oddech, czuć od niego alkohol. No to pobalowałeś synku- myśli Siva. W jego mieszkaniu panuje mały bałagan. Na stoliku leżą opróżnione butelki po piwie.
- Poczęstowałbym was czymś, ale nie mam czym.- niemalże bełkocze.
Nathan nagle blednie. Staje się, jakby... cały niebieski.
- Och, ty ciało niebieskie czyś ty nie krążył wczoraj po monopolowych?- sili się na żarty Tom.
Debil- myśli Nathan. Nagle wybiega z salonu. W łazience wymiotuje. Po chwili wraca. Po jego minie choćby widać, że czuję się już trochę lepiej.
- Co się stało?
- Nic. Przerosło mnie to wszystko. Po co przyjechaliście? Przecież niedziela.
- Niedziela? Wow. Ile ty wypiłeś? Jest poniedziałek. Czas do pracy. Swoją drogą Armani złapał już bulwersa jak stąd do Warszawy.
Nathan szybko się ogarnął. Umył zęby najbardziej miętową pastą do zębów jaką tylko miał. Zamknął dom na klucz i wyszli. Po drodze kupił paczkę gum Orbit, które namiętnie rzuł przez całą drogę, w nadziei że nie będzie czuć od niego alkoholu. Nadzieja matką głupich, albo może nadzieja umiera ostatnia? Po wyczerpującej trasie wreszcie dojechali do celu. Wysiedli. Nathan aż bał wejść i pokazać się na oczy Max'owi. Musiał jednak przezwyciężyć strach. Jay stał w oknie i spoglądał na parking. Widać, że był zdenerwowany. Loczka nie można zostawiać na długo z papierami sam na sam, pomyślał Seev.
- Witam w naszych skromnych progach- mówił lekko podenerwowany Armani.
- Przepraszam, to się nigdy nie powtórzy. Obiecuję.
- No, ja myślę.
Max nieco złagodniał.  Nathan od razu pospieszył z pomocą Jay'owi. Zawsze był skory do pomocy. 
- Chociaż jeden- wymamrotał z ulgą McGuiness.
Zbliżała się już godzina siedemnasta. Armani gdzieś wyszedł, nie mówił dokąd. Wrócił po jakiś 20 minutach swojej nieobecności. Tom i Seev próbowali rozgryźć zagadkę tych morderstw. Nathan stwierdził, że jeśli uderzy kolejny raz na pewno zostawi po sobie jakiś ślad. Nikt nie jest przecież niewidzialny, nieomylny. Kiedyś się w końcu pomyli i wpadnie. Tylko ile osób jeszcze zginie?
George miał w rękach reklamówkę a w niej popcorn, chipsy i sześciopak piwa. Na widok piwa Nathanowi zrobiło się niedobrze. Popatrzyli na niego pytająco. Max jakby starał im się wytłumaczyć miną w jakim celu zrobił takie zakupy. Jednak go nie zrozumieli. Postanowił im to wytłumaczyć.
- Dziś jest mecz!
- A kto gra?- spytał Jay
Max posłał mu mrożące krew w żyłach spojrzenie.
- Man City z United, rzecz jasna.
- A o której?
- O 20.00
Oglądali mecz, jedli i pili. Akurat był koniec pierwszej połowy. Wynik nie był przesądzony, było 0:0. Zadzwonił telefon, służbowy. Ciekawe kto może dzwonić o tej porze?- zastanawiali się wszyscy. Dopóki nie odbiorą, to się nie przekonają. Telefon odebrał Seev.
- Znalazłem martwego człowieka- mówił zasapany głos po drugiej stronie.
- Gdzie to jest?
- Niedaleko parkingu pod Waszym komisariatem.
Żelu szybko przekazał reszcie uzyskane informacje. Niechętnie wstali i ruszyli z komisariatu. Chcieli przecież obejrzeć drugą połowę. Czy to kolejna ofiara?
Szybko odnaleźli mężczyznę, o jakim była mowa w rozmowie telefonicznej. Telefon był anonimowy. Trudno było Sivie stwierdzić czy dzwonił mężczyzna czy kobieta. Głos był dość niewyraźny.
Mężczyzna wyglądał jakby spał. Czuć było od niego alkohol. Wokół niego naliczyli sześć pustych butelek po piwie i dwie po wódce. Może umarł po prostu śmiercią naturalną? Wyglądał na starszego, miał około siedemdziesięciu lat, tak na pierwszy rzut oka. Nie znaleziono przy nim żadnego dokumentu, dzięki któremu mogli by sprawdzić jego tożsamość.
- A więc mamy anonimowego alkoholika...
Nie znaleziono przy nim kartki z przykazaniem. A więc nie był on kolejną ofiarą. Chyba....

_____________________________
Bardzo przepraszam, że dodaję go dopiero teraz! Jakoś moja wena chyba jest jeszcze na wczasach i pluska się w morzu ;( Dziękuje za wspaniałe 11 komentarzy pod ostatnim rozdziałem, to ówczesny rekord ;D. Muszę zmienić wygląd bloga, bo mnie on przeraża. xD

7 komentarzy:

  1. kurczę świetny rozdział i cały blog! :) szybko dawaj nexta.♥ x

    OdpowiedzUsuń
  2. Rewelacyjny rozdział <3
    Czekam niecierpliwie na następny :*
    Weeny :3

    OdpowiedzUsuń
  3. super rozdział
    pisz szybko następny

    OdpowiedzUsuń
  4. świetny jak zawsze . *_*
    dawaj następny ♥

    OdpowiedzUsuń
  5. Kiedy rozwiążą tę zagadkę?!
    Kocham czytać To opowiadanie!!
    Ale wiesz, że ja jestem mało cierpliwa!!
    Ulżyj mi pliss xD
    I oto mamy przed naszymi zacnymi nosami kolejny rewelacyjny rozdział ;**
    Czekam na więcej Kochana!!!
    ;*** <33
    ♥♥♥

    OdpowiedzUsuń
  6. No jest długo wyczekiwany :)
    Ale ty to umiesz skończyć w takim momencie :)
    Czekam na nexta i weny życzę :*

    OdpowiedzUsuń
  7. Ciekawe, ciekawe
    Już nie mogę doczekać sie rozwiazania tej sprawy ...
    Super rozdział :]
    Dawaj szybko następny :>
    Wenyyyy <3 :***

    OdpowiedzUsuń